niedziela, 6 października 2013

ROZDZIAŁ 6

  Hej ;* Na początku chciałabym Was bardzo przeprosić za spóźnienie. Rozdział miał być tydzień , jest dopiero dzisiaj. No cóż, nie mogłam się wyrobić.. Jeszcze raz bardzo przepraszam.
 I jeszcze jedna sprawa. Bardzo gorąco dziękuję za przeszło 1000 komentarzy! Nawet nie wyobrażacie sobie, jaka jestem szczęśliwa;))
Chciałabym jeszcze raz gorąco podziękować mockingjayonfire, która nominowała mnie do Libebster Blog Award 2 :) I właśnie jej chciałabym zadedykować ten rozdział :D
Do następnej notki;3
I niech los zawsze Wam sprzyja!
Amy <3

                      CZYTASZ = KOMENTUJESZ
_____________________________________________________________

- Chyba żartujesz?-krzyknęłam z przerażeniem
  Przede mną leżał wisiał mój kostium na ceremonię otwarcie igrzysk- bezkształtna sukienka i jakiś przedmiot wyglądający jak dysk, a wszystko w błyszczących, srebrnych cekinach.
 - Nie, oczywiście, że nie! Będziecie prezentować się wspaniale! Publiczność oszaleje ,gdy was zobaczy- przekonywała mnie Layla, moja stylistka.
  Ona również, podobnie jak Stella, wyglądała jak choinka. Zgodnie z najnowszym "trendem" miała turkusową skórę i bardzo długie doklejone rzęsy. Jej włosy "zdobiła" jaskrawo-czerwona peruka, a w okolicach ucha zauważyłam małego żółtego ptaka. To z pewnością tatuaż. One również były bardzo popularne wśród mieszkańców Kapitolu. Kobieta ubrana była w fikuśną, czarną spódnice do połowy ud, przykrótki, różowy sweterek i niebieskie szpilki jeszcze wyższe niż miała Stella.  Nie wiedziałam jak można było chodzić w czymś takim, ale niestety będę musiała się prędko nauczyć, bo  mój strój składał się miedzy innymi z butów na obcasie.
 - Nie sądzę- burknęłam, niechętnie wkładając kostium. Po chwili do pomieszczenia, weszły, a raczej wbiegły dwie kobiety i mężczyzna. Od razu podbiegli do Layli i pocałowali ją siarczyście w oba policzki. Po chwili stylistka wyszła, a oni wreszcie mnie zauważyli.
 - Witaj Amy. Nazywam się Ivette- przedstawiła się pierwsza kobieta -To Revee- wskazała na drugą- I Carlise- mężczyzna wesoło pomachał ręką.
 - Jesteśmy twoją ekipą przygotowawczą- dodała piskliwie Revee, przyglądając mi się uważnie.
 - Super-odparłam bez entuzjazmu.
- No to bierzmy się do roboty, bo nie skończymy do następnej soboty! Przemieńmy tą szaradę w dziewczynę słodką jak marmoladę.- zaśpiewał Carlise, a ja spojrzałam na niego jak na psychopatę, ale nic nie powiedziałam. "Widocznie przez ten Kapitol, pomieszało mu się w głowie"- pomyślałam, tłumacząc jego dziwne zachowanie.
 Ekipa przygotowawcza posadziła mnie na wielkim fotelu.
- Poczekaj Amy. Zaraz przyjdziemy- powiedziała Ivette i wyszła, a za nią Revee i Carlise. W oddali słyszałam śpiew mężczyzny. Nie minęła minuta, a wrócili uzbrojeni w nożyczki, przeogromną torbę z kosmetykami i masę lakierów do paznokci. Revee odwróciła fotel ku zwierciadłu i  zaczęła swą pracę, a w jej ślady poszli pozostali członkowie ekipy.
  Gdy obserwowałam w odbiciu lustra ich poczynania, zainteresowało mnie ich skupienie. Wydawał mi się ,że przy swoich ulubionych czynnościach byli innymi ludźmi. Przyjrzałam się im uważniej.
    Ivette była niską i pulchną kobietą, o kręconych, wściekle niebieskich włosach i ostrych rysach twarzy. Ubrana była w za długą jaskrawo-pomarańczową tunikę, bufiastą kamizelkę z włochatymi pomponami i obcisłe, czarne legginsy mieniące się cekinami. Wyglądały nieładnie, opinając grube nogi makijażystki. Na stopy, kobieta nałożyła krwiście-czerwone sandałki.
     Carlise wyglądał jak męska wersja Stelli. Cały jego ubiór składał się z błyszczących się i mieniących wszystkimi kolorami cekinów i koralików. Z długich, zielonych włosów zrobił kitkę.
      Revee wydała mi się najsympatyczniejsza. Była wysoką i szczupłą 20-latką. Miała długie, czerwone włosy i  niebieskie jak dno oceanu oczy- wyglądały naturalnie, w przeciwieństwie do fioletowych tęczówek Carlise'a albo pomarańczowych Ivette. Kobieta ubrana była w fioletową sukienkę ze złotym paskiem i skórzane mokasyny. Wyglądałaby całkiem normalnie, gdyby nie jej 10-centymetrowe, zielone paznokcie. Nie wiedziałam jak sobie z nimi radzi- w końcu była fryzjerką.

 

                                               ***

-Gotowe- oznajmiła po jakimś czasie Ivette. Przyjrzałam się nowej mnie w lustrze. Moja cera była teraz gładka i piękna. Zielone oczy zostały podkreślone czarną kredką, a rzęsy pogrubione. Na policzkach widniał delikatnie różowy puder. Rude włosy miałam lekko skrócone i podkręcone, a całość została zwinięta w luźny koczek. Musiałam przyznać, że wyglądałam całkiem ładnie. Oczywiście nie licząc stroju, bo on był całkowitą porażką.
 - Bardzo wam dziękuję- powiedziałam z trochę naciąganym uśmiechem. Wyglądali na zachwyconych swoją robotą.
- Wstrętna brzydota stała się cudem ze złota- zaświergotał Carlise- Z ohydnej paskudy...
- Nie przesadzaj, była i jest naprawdę urodziwa i  bez tych makijaży i fryzur- przerwała mi Dinah, która właśnie weszła do pokoju. Podeszła do mnie i wyciągnęła za rękę z sali.- Amy, pospiesz się, bo nie zdążymy na ceremonię otwarcia- powiedziała- A tak na marginesie, fajny strój- dodała z przekąsem, zerkając na mnie.
 Zaśmiałam się.
- Tak wiem. Wyglądam strasznie. Ta Layla to jakaś kretynka.
- I w tym muszę się z tobą zgodzić- mentorka puściał do mnie oczko, chichocąc.
   Dinah naprawdę wydawała się fajną, ale gdy tylko przypomniałam sobie o tym, że ma dawać nam rady, jak przeżyć na arenie, od razu zrobiło mi się słabo. Igrzyska Głodowe. Walka. Śmierć. Powoli osuwałam się na podłogę, zamykając oczy i oddychając głęboko.
 - Amy, Amy, coś ci jest?- krzyknęła Dinah przestraszona. Pobiegła szybko do kuchni, a gdy wróciła w dłoni i trzymała szklankę wody. Podała mi ją, a ja stopniowo zaczęłam sączyć napój.
 - Nie, wszystko porządku.  Zrobiła mi się tylko trochę słabo- powiedziałam cicho- Ale jeżeli pozwolisz chciałabym tu jeszcze chwilę posiedzieć- dodałam.
 -Jasne-mruknęła Dinah, siadając obok mnie. Milczałyśmy. Myślałam o tym, jak bardzo nienawidzę Kapitolu. On uśmierca niewinne dzieci. Zmusza nas do walki na śmierć i życie. Dumałam o Louise i Daive'ie. Już nigdy nie zobaczą starszej siostry. Ciekawe co teraz robią? Mam tylko nadzieję, że nie głodują. W końcu nauczyłam Louise zdobywać pożywienie i całe szczęście.
- Amy, ja też tego nie chcę-odezwała się Dinah. Zerknęłam na nią. W jej oczach malował się żywy ból i bezradność.- Ja też nienawidzę Kapitolu. To potwory. Nienawidzę Głodowych Igrzysk. Nienawidzę Snowa. Zmuszają biedne dzieci do rzeź, a rodziców do postradania zmysłów. Oni sami też zabijają. A nawet jeżeli przetrwasz, twoje życie już nigdy nie będzie jak dawniej- z jej błękitnych oczu popłynęły łzy. Nie mogłam znieść tego widoku. Nie mogłam znieść jej płaczu. A to wszystko przez te stwory z Kapitolu. Moje oczy również się zaszkliły, a w następnej chwili spłynęły łzy wielkości groszku. Łzy bezradności. Nie myśląc o niczym, przytuliłam mocno Dinah'ę . Odwzajemniła uścisk, a potem pogłaskała mnie delikatnie po głowie, tak samo jak robił mój ojciec. Gdy tylko o nim pomyślałam, duże krople popłynęły jeszcze mocniej.
  Po chwili szlochałam już w najlepsze, wtulona w Dinah'ę. Mentorka, która wycierała oczy i nos, pocieszała mnie i głaskała po ręce.
   Po kwadransie na korytarz wbiegła na wysokich szpilkach, rozhisteryzowana Stella, a za nią spokojny Logan, z kpiącym uśmiechem na twarzy. Był ubrany w dokładnie ten samy strój co ja, tylko w męskim odpowiedniku. Gdy tylko zobaczył mnie łkającą, na jego buzię wpełza niekłamana troska.
 - Amy, co ci jest? Dlaczego płaczesz?- zapytał podbiegając do mnie.
 Prędko wytarłam ostatnie już łzy i zmusiłam się do uśmiechu.
- Ja...- zaczęłam, jednak Dinah mi przerwała.
 - Och, nic się nie stało! Po prostu mała tak denerwuje się przed ceremonią, że nie wytrzymały jej nerwy. Logan nadal wyglądał na nieprzekonanego.
 - Wszystko w porządku- zapewniłam go.
- Skoro wszystko dobrze- powiedziała cicho Stella- to chciałabym przypomnieć- mówiła coraz głośniej- że jesteśmy już spóźnieni- te słowa już wykrzyczała, a my poderwaliśmy się jak poparzeni i pobiegliśmy do stajni, gdzie czekały na nas już rydwany zaprzężone w piękne i duże konie.
   Oczywiście Stella jak zawsze wyolbrzymiała- do początku został jeszcze dobry kwadrans. Postanowiła w tym czasie przyjrzeć się innym trybutom, którzy czekali już na start.
    Dziewczyna z Jedynki była bardzo ładną, zielonooką blondynką. Jej partner z dyskryktu był wysokim szatynem. Oboje wyglądali dość groźnie. To w końcu to zawodowcy.
      Para z Dwójki sprawiała wrażenie, jakby już była na arenie, gotowi na zabijanie. Dziewczyna miała czarne włosy do ramion i zielone oczy. Nie wyglądała na silną, lecz jestem pewna, że mimo pozorów ,świetna z niej wojowniczka. Chłopak zaś posiadał blond czuprynę i wyjątkowo kpiący uśmiech. Był też bardzo umięśniony. Nie było się co dziwić. Trybuci z Jedynki, Dwójki i Czwórki od dziecka szkolą się w specjalnych salach i uczą się posługiwać różnymi rodzajami broni.
     Dzieciaki z Trójki były rodzeństwem. Wyglądali na potwornie przerażonych i smutnych. Zrobiło mi się ich okropnie żal.  Przypominali mi Louise i Daive'a, lecz z pewnością, byli być starsi. Musieli mieć przynajmniej 12 lat, inaczej nie mogliby wziąć udziału w Igrzyskach.
     Dziewczyna z Czwartego Dyskryktu  była blondynką średniego wzrostu, a chłopak niskim brunetem. Nie powiem. Nie wyglądali na zawodowców.
     Trybuci z Szóstki, Siódemki i Ósemki nie wyróżniali się niczym, ani szczególną urodą, ani budową ciała. Po prostu byli kolejnymi nastolatkami na rzeź.
     Dopiero trybut z Dziewiątki zwrócił moją uwagę. Był on wysokim i szczupłym brunetem, z gęstymi brwiami i brązowymi oczami. Był całkiem przystojny, ale nie to mnie w nim zainteresowała, tylko szeroki uśmiech na twarzy. Nie wiem jak można było się tak szczerzyć w takich chwilach. Przypisałam mu miano psychopaty.  Jego partnerką z dyskryktu była bardzo niska i szczupła dziewczynka z zapadniętymi policzkach o podkrążonymi oczami. Wydała mi się chora, jednak mogło być  to skutkiem braku snu i jedzenia.  Widziałam jak się wtedy wyglądało, bo już parę razy byłam w takim stanie.
    Reprezentantami z Dziesiątki były 16-letnie bliźniaki. Byli zupełnie identyczni. Jasne, słomiane włosy, zielone oczy, ostre rysy twarzy. Wyglądali na sympatycznych, ale pozory często mylą. Na arenie jako sprzymierzeńcy mogliby wbić mi nóż w plecy.
     Z Jedenastki był wielki, ciemnoskóry chłopak o groźnym wzroku i mała, również czarna dziewczynka. Miała brązowe i burzę czarnych loczków na głowie. Wyglądała na naprawdę przerażoną. Jej też zrobiło mi się żal, tak samo jak tych z Trójki. Byli małymi dziećmi idącymi na pewną śmierć. Nie mogłam się z tym pogodzić. Jak to możliwe, że istniej ktoś taki jak Snow? Jak to możliwe by był tak okrutny? "Nienawidzę Cię" krzyczałam w duchu. "Kiedyś pożałujesz!"
     Powróciłam do lustrowania trybutów. Dwunastka najbardziej mnie zadziwiła. Zazwyczaj z ich dyskryktu występowały małe i chuderlawe dzieci. Tym razem, prezentowała się tam całkiem ciekawa para. Chłopak miał blond włosy i błękitne oczy. Był dobrej budowy ciała, idealnej do podnoszenia ciężarów. Wydawał się jednak zagubiony. Dziewczyna zaś tryskała buntem. Było to widać już z daleka. Jej zacięta mina mówiła wszystko. Była wysoka i chorobliwie chuda. W końcu nie ma się co dziwić- Dwunasty Dyskrykt jest jeszcze biedniejszy niż Piątka. Nagle poczuła na sobie mój wzrok i odwróciła się w moją stronę. Napotkałam jej szare oczy. Mimo buntowniczej postawy, w nich gościł w nich smutek i przygnębienie. Niespodziewanie dziewczyna uśmiechnęła się do mnie. Zdziwiona odwzajemniłam ten miły gest. Potem znów wbiła wzrok w swoje czarne buty.
- Trybuci! Proszę ustawić się na rydwany- po hali rozległ się chłodny, kobiecy głos. Wskoczyłam, więc na pojazd, a zaraz po mnie Logan. Gdy stał tak obok mnie, czułam od niego bijące ciepło. Dziwne, ale chyba czułam się przy nim bezpieczna. Było to całkowicie absurdalne, zważając na to, że jeszcze niedawno ten chłopak był moim głównym prześladowcą.
     Nagle nasz rydwan gwałtownie ruszył, a my zobaczyliście ogromną salę, a na niej trybuny z tysiącami cudacznie ubranych i wymalowanych Kapitolańczyków. W tle słychać było hymn Głodowych Igrzysk. Ludzie machali do nas i wykrzykiwali nasze imiona. Widocznie musieli wyczytać je z programu. Jak zahipnotyzowana patrzyłam przed siebie i starałam, się nie słyszeć tego wszystkiego. Jakoś uwielbiający nas i zakładający się o czas naszej śmierci fani, nie bardzo mnie pociągali i zachwycali.
     Przejechaliśmy przez cały czas i stanęliśmy na jego końcu w półkręgu. Czekaliśmy jeszcze chwilę na pozostałe dysktykt, a ja zerknęłam na moment na wielki ekran nad naszymi głowami.. Wstrzymałam oddech. Ktoś ewidentnie się palił. Tylko dlaczego nikt nie krzyczy? Nagle wszyscy zamilkli i wpatrywali się w dwie płonące postacie. Cała sala jakby momentalnie straciła głos. A potem runęła głośna, bardzo głośna fala okrzyków i oklasków. Spojrzałam ponownie na ekran i tym razem bardziej przyjrzałam się trybutom. I zrozumiałam. To nie oni płonęli tylko ich stroje. Ale jakie?! Lśniące czarne  kombinezony od kostek do samej szyi i wysokie zabudowane buty. Wszystko w ogniu. Najbardziej zdziwiło mnie to, kiedy zobaczyłam, że to rydwan Dwunastki. Odkąd pamiętam ich dyskrykt paradował w beznadziejnych, skąpych i czarnych wdziankach i czapeczce z lampkami na czole. Któregoś roku, ich trybuci zaprezentowali się kompletnie nadzy , przyprószeni czarnym proszkiem przypominającym pył węglowy. W końcu każdy dyskrykt miał pokazywać się w kostiumach kojarzącymi się z głównym przemysłem poszczególnej części Panem. U niech było to górnictwo, w Jedenastce rolnictwo, a u nas energetyka.
       Powiem szczerze, że trybuci Dwunastki wyglądali niesamowicie. Wiedziałam już ,że zostali główną atrakcją ceremonii.
      Kiedy wszystkie rydwany dojechał, na podest wszedł prezydent Snow. Tęgi i siwy mężczyzna o zimnych jak lód oczach zaczął wygłaszać jakąś przemowę o odwadze i poświęceniu. Jakim poświęceniu? Przecież zostaliśmy zmuszeniu do udziału w Głodowych Igrzyskach i nie mieliście prawa w ogóle cos powiedzieć..
 - Wesołych Głodowych Igrzysk i nich los zawsze Wam sprzyja!- zakończył prezydent z obrzydliwym uśmieszkiem i wyszedł, pożegnany wielkimi brawami.
      Konie zawróciły, a po chwili byłam z powrotem w stajni. Stella i Dinah już na nas czekały. Obie kobiety wyglądały jakby naprawdę im się podobało.
 - Byliście wspaniali, skarbeńki! Przecudowni!- piszczała Stella- Po prostu...
 - Dobra, dobra, już wiemy. Było naprawdę cudni- przerwał jej mentorka naśladując opiekunkę.- Wyszło w porządku- szepnęła jeszcze Loganowi i mnie, gdy Stella się odwróciła.
    Po chwili poprowadziła nas do wielkiej windy i wcisnęła guzik z numerem 5.
- Teraz jedziemy naszego mieszkania, w którym będziecie przebywać przez najbliższe dni- wyjaśniła mentorka.
 - Każdy dyskrykt  ma jedno piętro, pod takim samym numerem jak numer dyskrykt, w którym mieszka. Łatwo zapamiętać- dodała piskliwie Stella. Zerknęłam na nią. Uśmiechała się szeroko, co było dziwne, dlatego że jeszcze przed chwilą fukała ze złością.
Jej ekspresowe zmiany nastrojów lekko mnie przerażały.
     Gdy drzwi się otworzyły, aż dech mi zaparło. Przede mną prezentowało się kilkupokojowe, bardzo bogato zdobione mieszkanie. Po prawej stronie na niewielkim podwyższeniu, stał długi, dębowy stół zastawiony najróżniejszymi, smakowicie wyglądającymi potrawami i bulgocącymi napojami. Na środku pomieszczenie leżał mały czerwony dywan z długiego włosia, trzy skórzane kanapy, nieduży, herbaciany stolik i ogromny , kilkudziesięcio calowy telewizor na całą ścianę. Elewacja w jak to nazwałam , salonie miała kolor fioletowo- czarny co dodawało wystrojowi elegancji. Z sufitu zwisały kryształowe żyrandole i złote lampki, a na podłodze i sofach, podobnie jak w pociągu, walały się różnego rodzaju i koloru, miękkie poduszki. Wszędzie było też widać liczną roślinność, umiejscowioną w srebrnych donicach. Na ścianach i ozdobnych murkach zauważyłam masę półeczek z różnymi drobiazgami, jak małe gliniane figurki i pudełeczka z tajemniczą zawartością. W sumie, w tym pomieszczeniu, wszystkie wolne miejsca zostały wykorzystane.
 Po lewej stornie zobaczyłam czworo drzwi- zapewne pokoje Dinah'y, Stelli, Logana i mój.
      Na ziemię sprowadził mnie głośny jazgot opiekunki.
 - Piękne, prawa kochaneczki? Wiem, że tak. Tu jest tak wspaniale, cudownie, aż dech zapiera. Nasz cudny Kapitol to wszystko uczynił. Jego dobroć nie ma granic. Jest tak rewelacyjny....
- Przestań wreszcie! Tylko ten twój skrzek słuchać. Nikt nie chcę cię słuchać, a już na pewno o wspaniałomyślności Kapitolu! - przerwała jej czerwona na twarzy Dinah. Widocznie jej też flaki się skręcały jak mnie, gdy tego słuchała.
 Stella oburzona, wytrzeszczyła oczy i fuknęła ze złością. Następnie odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę jednych z drzwi. Gdy tylko usłyszeliśmy trzask zamykanych wrót, Dinah odetchnęła i już spokojna powiedziała:
 - Przepraszam was, ale nie mogłam słuchać tych bredni.
- Nie martw się. Ja też miałem ochotę jej przyłożyć- odparł Logan, a ja pokiwałam głową.
 - No dobrze. W takim razie idźcie do pokoi. Twój to ten na prawo, Amy- wskazała ręką ostatni drzwi- a Logan ma ten- pokazała na przedostanie pomieszczenie.
        Mój pokój niewiele się różnił od tego z pociągu. Nawet rozmieszczenie się zgadzało ,lecz zamiast kolekcji rzeźb, stał tu ogromny telewizor, podobny jak w salonie. Miałam ochotę od razu paść na wielkie łózko, ale niestety czekała mnie jeszcze ta nieszczęsna kolacja.
       Podeszłam więc do szafy i spróbowałam ją otworzyć. Nie dało się.. Nagle, koło klamki wysunął się mały, płaski ekranik. Zdziwiona dotknęłam go i odskoczyłam zaskoczona . Na wyświetlaczu pojawił się obraz jakiegoś stroju. Ostrożnie podeszłami dotknęłam go ponownie. I następny komplet. Zrozumiałam. To był ekran dotykowy.
     Nacisnęłam strzałkę na dole jeszcze raz i obraz przesunął się na następny kostium. Z tego co wyczytałam z instrukcji obsługi, która wisiała na boku ściany, trzeba było wybrać strój i najechać palcem na mały zielony guzik na dole ekranu. Wybrałam więc na chybił trafił, a po chwili miałam przed sobą poprzecierane, jeansowe szorty, luźną bluzkę z napisami i klapki kąpielowe, podobne do tych , które miała Dinah dzisiaj rano. Och, to było dopiero dzisiaj! A mnie się wydawało jakby od tamtej chwili minął co najmniej tydzień. Tyle się wydarzyło...
      Przygnębiona wyszłam z pokoju i ruszyłam do jadalni. Cały czas myślałam o domu. Nie zauważyłam nawet, że na stole pojawiła się duża, pieczona świnia, a roześmiana już Stella opowiada nam o najnowszej kolekcji mody z Kapitolu.
     Dopiero kiedy Dinah zaczęła mówić, powróciłam rzeczywistości.
 - Słuchajcie. Od jutra, prze 3 kolejne dni odbywać się będą szkolenia. Chciałbym się dowiedzieć, co potraficie?
  Popatrzyłam na Logana, a on na mnie. W jego wielkich, zielonych oczach widziałam smutek i cierpienie. Pewnie on tez myśli o Piątym Dyskrykcie. Odezwałam się pierwsza.
 - Ja nie umiem prawie nic. Potrafię trochę walczyć nożem i rozpoznaję rośliny jadalne.
 Dinah pokiwała głową.
 - To już coś. A ty Logan?
 Chłopak odezwał się po chwili.
- Umiem strzelać z łuku. I to całkiem dobrze. Nauczyłam się polować w naszym lesie, gdy miałam 10 lat.
 Zapadła cisza. Lesie. Zakazanym, dyskryktowym lesie. To znaczy, że Logan przedarł się przez siatki zabezpieczające Piatkę i polował na zwierzynę. A to dlatego, że nie miał co jeść.
 - Wiesz, że to zabronione Logan, prawda?- zapytała piskliwie Stella. Już się nie śmiała.
 Chłopak spiorunował ją wzrokiem.
 - I co z tego ? Miałem pozwolić żeby moja rodzina zginęła z głodu?!- warknął i szybko wyszedł. Nie myśląc o niczym pobiegłam za nim. Dogoniłam go, gdy wchodził do swojego pokoju.
 - Hej, chciałabym porozmawiać- zaczęłam, ale mi przerwał.
 - Amy, nie ma o czym. Daj mi spokój. Jestem zmęczony, muszę się położyć.
 - Logan jest. Proszę, tylko chwilkę.
 Spojrzał mi w oczy, które zdecydowanie za często się spotykały i powiedział.
- No dobrze. O czym chcesz pogadać?
 Odetchnęłam z ulgą. Już chciałam zacząć, gdy uświadomiłam sobie ,że nie wiem jak. I co ja mam mu powiedzieć? Że się co do niego pomyliłam? (chociaż w jednej kwestii) Że zaimponował mi swoją postawą? To była prawda, której nigdy nie chciałam nikomu ujawnić.
 - Eee... wiesz już nieważne.- zająknęłam się- Przepraszam, że zawróciłam ci głowę-chciała odejść, ale tym razem on chwycił mnie za nadgarstek i nie puszczał. Był to mocny i stanowczy uścisk, jednak tym gestem nie robił mi krzywdy.
 - Liszko, skoro zaczęłaś, to skończ- poprosił, przyciągając mnie coraz bliżej do siebie.
 Przełknęłam ślinę, której nagle zaczęło mi w ekspresowym tempie przybywać.
 - Ech, no właśnie nie zaczęłam- próbował uśmiechnąć się kpiąco, ale jego bliska obecność mocno mnie onieśmielała.
"Zobacz gdzie jesteś. Koło kogo jesteś. To twój wróg" ostrzegł mnie głosik w mojej głowie. Właśnie. Co ja tu robię? Spróbowałam się wyrwać, ale chłopak tylko przyciągnął mnie do siebie mocniej, tym samym sprawiając, że zmuszona byłam spojrzeć mu w oczy. Momentalnie w nich utonęłam . Były piękne i zielone. Przypominały mi dyskryktowe łąki. Dostrzegłam w nich dziwny błysk.
"To twój wróg", "Twój przyjaciel"  szeptały natrętne głosiki.
     Nagle Logan chwycił mnie w talii i gwałtownie przyciągnął do siebie. Ponownie spróbował się wyrwać, lecz jego uścisk był bardzo silny. Niespodziewanie moje onieśmielenie ze mnie wyparowało, a jego miejsce zajęła złość, jakiej jeszcze nigdy nie czułam. Jak on w ogóle śmie? Co on sobie wyobraża?
- Puszczaj mnie. Słyszysz?  Puść! Kim ty w ogóle jesteś, że sobie na to pozwalasz? Puszczaj! Ty...- Logan nie usłyszał kim jest bo zatkał mi usta spontanicznym pocałunkiem. Wytrzeszczyłam oczy z niedowierzeniem i odepchnęłam go na ścianę. Wymierzyłam chłopakowi siarczysty policzek i pobiegłam do swojego pokoju, nie oglądając  się za siebie i zostawiając zaskoczonego Logana.

                                   CZYTASZ = KOMENTUJESZ

czwartek, 19 września 2013

LIEBSTER BLOG AWARDS 2

     Nie wiem jak to się stało, ale zostałam nominowana do Liebster Blog Award 2 ;D Ogromnie się z tego cieszę i bardzo dziękuję  mockingjayonfire , która mnie właśnie nominowała ;*
Na początku trochę formalności :
"Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę” Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował."

Odpowiedzi na pytania:

1. Jaki jest Twój ulubiony gatunek literacki?
Hmm... kocham fantastykę, lubię też przygodowe i komedie. Nie cierpię za to takich typowych dla nastolatek. Totalne odmóżdżacze  ;3

2. Kolekcjonujesz coś?
Nie ;D

3. Jaki jest Twój ulubiony instrument muzyczny?
Zdecydowanie perkusja, ale bardzo podoba mi się też dźwięk gitary basowej. xd

4. Jakie jest Twoje ulubione zwierzę?
Kocham wszystkie zwierzęta, ale zdecydowanie najbardziej koty <3 ( R.I.P kocham Cię Felek. [*] )

5. Jaki jest Twój ulubiony przedmiot szkolny?
Biologia :D Ale bardzo lubię też niemiecki ;)

6. Czy lubisz deszczową jesień?
Nie cierpię. W ogóle nie lubię jesieni, poza tym jest zimno, mokro, a na dodatek mam dużą alergię na pleśnie i bardzo często wtedy choruję.
 
7. Wolisz kwiaty czy drzewa? Dlaczego?
Drzewa, choć kwiaty tez mogą być. Bardzo lubię lasy, a poza tym chętnie wspinam się na nie ;pp

8. Masz jakieś nietypowe hobby?
Nietypowe? Chyba nie.

9. Potrafisz cieszyć się z błahostek?
Zależy jakie to błahostki i jaki mam humor ;D

10. Co robisz, gdy Ci smutno?
Czytam i myślę o czymś zabawnym ^^

11. Jakich wad najbardziej nie lubisz u ludzi?
Nienawidzę kłamstwa pod każdą postacią. Nie lubię też ludzi też za pewnych siebie, zazdrości, fałszywości i płytkości. No i nie cierpię nachalność. Mam z nimi bardzo duże doświadczenie. ;//

Teraz blogi, które nominuję (kolejność przypadkowa) :
1. http://dramione-sheireen.blogspot.com/
2. http://dracohermiona.blogspot.com/
3. http://dramione-dwa-swiaty.blogspot.com/
4. http://diabelska-wpadka.blogspot.com/
5. http://4ever-dramione.blogspot.com/
6. http://dramionezakladomilosc.blogspot.com/
7. http://dramione-something-real.blogspot.com/
8. http://nowy-hogwart.blogspot.com/
9. http://dramione-the-magic-world.blogspot.com/
10. http://nox-dramione.blogspot.com/
11. http://dramione-spotkanie-po-latach.blogspot.com/

Moje pytania:
1. Dlaczego zaczęłaś pisać?
2.  Jaka jest Twoja ulubiona postać z Harry'ego Pottera?
3. Jaki jest Twój ulubiony przedmiot w szkole?
4. Jakiej muzyki słuchasz?
5. Jakich cech najbardziej nie lubisz u ludzi?
6.  Wiążesz swoją przyszłość z pisaniem?
7. Twój ulubiony film?
8. Twoje hobby?
9. Co Cię denerwuje ?
10.  Jakie książki najbardziej lubisz czytać?
11. Masz jakąś fobię? Jeśli tak, to jaką?

sobota, 14 września 2013

ROZDZIAŁ 5

Siema ;* Rozdział 5 już jest :) Nie jestem z niego zadowolona. Jest nudny i nic się w nim nie dzieje, ale musi być bo bez niego nie powstałyby inne rozdziały :D
Chciałabym poinformować jeszcze raz, że jeżeli macie jakieś pytania  lub coś to śmiało piszcie na gg nr.48592902 lub na email : panieverdeen@gmail.com.
Chciałabym również bardzo podziękować za przeszło 600 wyświetleń i Wasze bezcenne komentarze! Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy :))
I ostatnie. Apeluję o komentarze,komentarze i jeszcze raz komentarze! Dzięki nim mam motywację by pisać dalej :D Więc :
                                                CZYTASZ = KOMENTUJESZ
A teraz nie przedłużam i zaczynam ;33
Do następnej notki
Amy <3
_____________________________________________________________

   Obudził mnie głośny i męski głos.
 - Amy! Stella mówi, że kategorycznie musisz już wstać!
 To głos Logana. Z pewnością głos Logana. W końcu nie ma innego chłopaka w pociągu, nie licząc oczywiście niemowych awoksów.
 - Tak- burknęłam tylko i zakopałam się głębiej w pościeli. Ach, jak bardzo chciałabym żeby to był zły sen. Żebym tak naprawdę nie trafiła na Głodowe Igrzyska. Żebym teraz leżała w swoim niewygodnym, twardym łóżku. Ale nie, to wszystko prawda. Byłam trybutką z Piątego Dyskryktu i spałam w wielkim, miękkim łożu  z baldachimem.
   Zdałam sobie sprawę, że leżę tak z 10 minut, a wiedziałam, że jeżeli za chwilę nie pojawię się w jadalni, Stella dostanie apopleksji, jeżeli już jej nie dostała. Oczywiście uwielbiałam ją denerwować, ale nie potrzebowałam dodatkowych krzyków.
  Niechętnie zwlekłam się z łóżka i głośno stąpając bo włochatym dywanie poszłam do łazienki.  Nie chciało mis się wchodzić po prysznic, dlatego skorzystałam z wanny. Nalałam gorącej wody aż po brzegi i powlewałam  najróżniejszych płynów do kąpieli.
   Po chwili siedziałam już w jaccuzzi. Z zadowoleniem zamknęłam oczy. Było mi bardzo dobrze- parująca woda przyjemnie ogrzewała moje zziębnięte ciało, a bąbelki o miłych zapachach fruwały po całej łazience.
  Zaczęłam myśleć o dzieciach . Ciekawe co teraz robią? Czy są w szkole, jak co dzień? Czy mają co jeść? Na pewno. Na szczęście nauczyłam Louise rozpoznawać rośliny jadalne, a na naszych dyskryktowych łąkach jest ich tyle, że spokojnie można się nimi najeść. Jeśli wie się gdzie szukać, oczywiście.
  Nagle poczułam, że słone łzy zaczynają ściekać mi po policzkach. To dlatego, że myślę o dzieciach. O tym, że nigdy ich nie zobaczę, nie przytulę. Tak bardzo ich kocham! Nie chcę ich starcić. " Masz wyjście."-odezwał się cichutki głosik w mojej głowie- "Możesz wygrać". Nie. Nie mam szans zwyciężyć. Będę musiała walczyć z trybutami , którzy od dziecka szkolą się na zawodowców, trybutami, których ulubioną rozrywką jest zabijanie. Przejdźmy prawdziwe w oczy. Nie dam rady. "Wiem, że dasz radę." rozbrzmiał mi zrozpaczony krzyk Louise.
 Niestety nie. Nie wygram. Nie przeżyję. Umrę.
 Ta myśl nagle, stała się tak realistyczna, że zaczęłam się jej naprawdę bać. Próbowałam odgonić od siebie te nie miłe myśli. I udało mi się. Niestety efekt był inny od zamierzonego. Zaczęłam roztrząsnąć sprawę Logana. Całkiem często wdzierał mi się nie proszony do głowy. Nie wiedziałam co o nim myśleć. Zastanawiałam się nad jego postępowanie m wobec mnie. Najpierw prześladował mnie w szkole, potem przeprosił, a z tego co znam ludzi to szczerze. Wiedziałam to w jego oczach.
Następnie pomógł mi na dożynkach, gdy zemdlałam, a potem zafundował mi całkiem miły komplement. Czy rzeczywiście się zmienił? Wróg nigdy się nie zmienia, szepnął  głos w mojej głowie. Racja. Wróg nigdy się nie zmienia. Zawsze pozostanie chamski, chłodnym Loganem z pięknymi , wielkimi, zielonymi oczami.  Z niedbale, choć pociągająco ułożoną czupryną, z ostrymi rysami twarzy, podkreślającymi ładne kości policzkowe, z ..... Przestań! - warknęłam na siebie- co ty najlepszego wyprawiasz?! Stop stop stop. To twój wróg. Nawet jeżeli jest przystojny, to twój wróg. Nie zapominaj o tym.
        Z takim nastawieniem wyskoczyłam z wanny, owinęłam się ręcznikiem i wyszłam z łazienki. Podeszłam do łóżka, na którym, tak jak wczoraj leżały 3 zestawy ubrań. I tak jak wczoraj 2 były kompletnymi dnami , a jeden wyglądał normalnie. Oczywiście wybrałam ten trzeci. Po chwili miałam już na sobie czerwoną koszulę w kratkę, granatowe rurki i czarne botki z ciężką sprzączką. Szybko zrobiłam sobie luźnego warkocza i wyszłam z pokoju, szczelnie zamykając  drzwi.
      Wszyscy byli już dawno po śniadaniu, więc gdy tylko Stella mnie zauważyła, pisnęła:
 - Amy, szybko! Za chwilę będziemy w Kapitolu.
 Kompletnie o tym zapomniałam. Dzisiaj odbędzie się ceremonia otwarcie Igrzysk, a ja przed tym trafię do Centrum Odnowy, gdzie jacyś clowni będą mnie upiększać i stroić.
    Bez pośpiechu zamówiłam ciepłe bułeczki, jakieś wędliny, kiełbasę, pomarańczę i kubek gorącej czekolady. Po chwili posiłek przyniósł milczący mężczyzna.
 - To awoks- wyjaśniła opiekunka, zanim jeszcze zdążyłam coś powiedzieć- człowiek, któremu za karę odcięto język, aby już nigdy więcej nie przemówił.
 Zrobiło mi się słabo. Boże, jakie potwory robią coś takiego? Kto jest zdolny do takiego okrucieństwa? Kapitol, odpowiedziałam sobie od razu.
 - Amy, coś ci jest? Okropnie zbladłaś-  odezwała się zaniepokojona Dinah. Zerknęłam na nią. Dziś miała na sobie zwykłą, niebieską bluzkę z długim rękawem, jeansy i białe adidasy.
- Nie, wszystko w porządku- skłamałam i spróbowałam jeść, ale nic nie chciało przejść mi przez gardło.  Jak Kapitol może być tak bezlitosny? Dlaczego to robi? Bo jest Kapitolem, już znałam odpowiedź.
 Czułam na sobie wzrok Logana, lecz próbowałam nie zwracać na to uwagi. Byłam zła, że zaprząta mi mój umysł tak często.
  Próbowałam, coś przełknąć, ale w gardle pojawiła mi się podobna klucha , jak wtedy gdy żegnałam się z moim rodzeństwem , która mi to uniemożliwiła.
- Ja już dziękuję- powiedziałam, wstając od stołu i zostawiając na talerzu prawie nieruszony posiłek.
- Och, no trudno. Idźcie się teraz przygotować, ponieważ lada chwila będziemy w Kapitolu. Przecież musicie wyglądać olśniewająco! No już już! -rozkazała, wskazując palcem na nasz wagon.
 Znów mam się przebierać?- pomyślałam z niesmakiem. W domu ubierałam się rano, rozbierałam wieczorem i nigdy, przenigdy nie przebierałam się w dzień. Często nosiłam to samo ubranie kilka dni.  Gdy powiedziałam o tym Stelli, ona chwyciła si ę z a głowę i usiadła zszokowana, a ja z kpiącym uśmiechem skierowałam się w stronę mojego przydziału.  Uwielbiałam ją denerwować.
    Niespodziewanie przed moimi oczami zobaczyłam ciemność. Dopiero po chwili zrozumiałam, że ktoś zasłonił mi oczy dłońmi. Wciągnęłam powietrze. Czułam zapach imbiru i ziół. Kochałam tą woń. Kojarzyła mi się z domem. Nagle przypomniałam sobie w jakiej sytuacji się znajduję i szybko wywinęłam się z zasięgu rąk nieznajomego, tym samym odzyskując widzenie. Odwróciłam się i natychmiast utonęłam w zielonych tęczówkach Logana. Były piękne, naprawdę piękne, przypomniały mi dyskryktowe łąki, na które zawsze chodziłam z ojcem, gdy byłam mała.
To twój wróg, odezwał się cichy głosik. Wróg. To słowo rozbrzmiewało raz za razem w mojej głowie, coraz to głośniej i głośniej. Wreszcie zrozumiałam co to znaczy. Patrzę w oczy mojego wroga numer jeden, przez dobre kilkanaście sekund.
   Natychmiast spuściłam, wzrok i odwróciłam się, maszerując sztywno do przydziału.
Co ja robię- pomyślałam w duchu- Co ja najlepszego robię?
 Poczułam na swoim nadgarstku, żelazny uścisk. Wyrwałam się i zaczęłam biec nie oglądając się za  siebie.
 - Liszko, poczekaj- krzyknął Logan- proszę, musisz mnie wysłuchać.
 - Nic nie muszę-burknęłam, zwalniając. Tak naprawdę, chciałam by chłopak mnie dogonił. Byłam ciekawa co mi powie. I rzeczywiście, po chwili szedł już koło mnie.
 - Amy, spójrz na mnie- poprosił- muszę ci coś powiedzieć. Odwróciłam się i znów napotkałam jego oczy. Zawstydzona, szybko spuściłam wzrok. Po chwili jednak zakłopotanie zniknęło, a jego miejsc zajęła złość.
 - Mów co chcesz i znikaj- powiedziałam niezbyt miłym tonem, podnosząc wyzywająco oczy. Wydawał się zmieszany. Cały czas wykręcał sobie ręce i targał brązowe głosy i tak już nieułożone.
 - Chciałem...- zaczął z trudem- chciałem cię jeszcze raz przeprosić. Za wszystko.
 - A le ja ci już przecież wybaczyłam- odpowiedziałam zdziwiona i zniecierpliwiona zarazem.
 - Wiem, jednak przepraszam. Za wszystko w szkole. Ja...nie wiem dlaczego to robiłem. Chyba po to by wszyscy się mnie bali. To było głupie i bez sensu. Naprawdę przepraszam.
 - Wybaczyłam ci i jeszcze raz to robię- złość momentalnie ze mnie wyparowała. Obdarzył mnie promiennym uśmiechem i dodał.
- Może zaczniemy od początku? Jestem Logan i chciałbym się z tobą zaprzyjaźnić. Co ty na to?
Czemu nie- pomyślałam. To twój wróg, przypomniał mi głosik. Ale przeprosił- broniłam chłopaka. Co nie znaczy, że przestał być twoim wrogiem, odparł głosił. Ach, odczep się- warknęła w duchu.- Ja bee decydować co będę robić.
 - Jestem Amy, zwana też prze niektórych Liszką i zgadzam się- uśmiechnęłam się najładniej jak potrafiłam. Chłopak roześmiał się.
- W takim razie Amy, będziemy się przyjaźnić. Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę.- posłał mi szarmancki uśmiech, a ja spłonęłam rumieńcem
  Nagle weszła Stella.
- Wy jeszcze nie gotowi? Nie do wiary! Marsz do przydziałów i szykować się- krzyknęła.
 Posłałam jeszcze Loganowi przyjazny uśmiech i pobiegłam do pokoju. Nadal miałam przed oczami jego spojrzenie. Ono było takie...inne. Mimo wszystko w duchu, okropnie się cieszyłam na pogodzenie z chłopakiem. Czułam się jakoś lepiej ,gdy nasze relacje się poprawiły.
   I tym razem na łóżku leżały 3 komplety. Pierwsza składała się z bardzo długiej, kremowej sukienki na ramiączkach i czarnych butów na wysokim obcasie. W skład drugiego wchodziła zwiewna pomarańczowa sukienka do kolan i delikatne, białe sandałki, zaś trzeciego bardzo krótka i obcisła, złota z cekinami i klapkami w tym samym kolorze. Zdecydowanie najbardziej przypadła mi do gustu sukienka pomarańczowa i ją też założyłam. Rozczesałam włosy i wyszłam z przydziału.
      Z naprzeciwka wychodził właśnie Logan ubrany w elegancki, czarny garnitur i połyskujące buty. Włosy jak zawsze maił niedbale przeczesane.
- Wyglądasz pięknie- powiedział chłopak, a ja spłonęłam rumieńcem. Zauważyłam ,że  w jego towarzystwie całkiem często się to zdarzało.
- Ta sukienka ładnie podkreśla kolor twoich oczu- dodał tonem znawcy, jednocześnie puszczając mi oczko.
 - Zauważyłeś, że mamy takie same tęczówki?- zapytałam z uśmiechem
 Jak na zawołanie spojrzał mi w głęboko w oczy, a ja poczułam ,że moje kolana się uginają. Jego oczy. Były takie ładne.
 -Tak, zauważyłam- mruknął nie odrywając ode mnie wzroku.
 Było mi wstyd, że tak mu ulegałam. Chciałam coś zrobić, ale nie mogłam. Byłam jak zahipnotyzowana. Stałam jak słup soli i gapiłam się na Logana , a on na mnie.
 Po chwili jednak drgnął, odwrócił wzrok i powiedział ze śmiechem.
- Chyba musimy już iść, bo Stella dostanie zawału.
Odetchnęłam z ulgą i roześmiałam się. Ruszyliśmy do wyjścia.

                                              ***

       Byliśmy już na stacji w Kapitolu. Zza okien widać było setki różnokolorowych i dziwacznych ludzi. Zauważyłam, że najmodniejszym trendem była pofarbowana skóra na jakiś absurdalny kolor, rzęsy na 10 centymetrów i kocie wąsy.
 - Wychodzicie, wychodzicie!- Stella mocnym ruchem wypchnęła nas z pociągu. Oślepiły nas jasne światła, słychać było jakieś krzyki. Starałam się nie patrzeć na dziwaków, tylko iść do przodu.
 Po krótkim (choć mi wydawało się jakby była to cała wieczność) spacerze, weszliśmy do czarnego samochodu z przyciemnionymi szybami, który zawiózł nas prosto do wysokiego, szklanego budynki- Ośrodka Szkoleniowego. Później jakiś czarnowłosy awok zaprowadził nas do wielkiej windy, którą zjechaliśmy kilka poziomów niżej. Jazda niezbyt mi się podobała- wydawał mi się, że zaraz zwrócę wszystko, co zdołałam przełknąć na śniadanie. Na szczęście w końcu dojechaliśmy na miejsce i naszym oczom ukazała się olbrzymia sala ,poprzydzielana licznymi parawanami. Za każdym z nich znajdował się  specjalny stół, wanna, dziesiątki szafek i szafeczek z różnymi mazidłami oraz toaletka z dużym lustrem. Centrum Odnowy. Od razu zjawiały się przy nas dwie awoksy, które wzięła mnie i Logana z a ręce i pociągnęły w dwie różne strony.
 - Do zobaczenia później- zdążył krzyknąć jeszcze chłopak i zniknął za jednym parawanów.


                                                CZYTASZ=KOMENTUJESZ

środa, 11 września 2013

Prośba :D

Hej wszystkim :)
Dzisiaj post, ale nie odnośnie następnego rozdziału.
Od pewnego czasu czytam blogi DRAMIONE. Wiele już odwiedziłam i skończyłam i zabrakło mi już blogów do czytania. Znacie może jakieś fajne? Bardzo bardzo proszę!
Jeżeli tak ,to napiszcie adresy pod tą notką w komentarzach. A może macie jakieś swoje blogi?
Jeżeli tak, to jeśli by można to też poproszę o linki ;33 Chętnie zajrzę na każdy :))
Ach, no i kolejny rozdzialik pojawi się jakoś w sobotę ^^
No i jeszcze jedna sprawa.
Jeżeli macie jakieś pytania, albo po prostu chcecie pogadać to tu jest moje gg : 48592902 :P
Całusy
Amy <33

poniedziałek, 9 września 2013

ROZDZIAŁ 4

Hejo hej!  :) Przepraszam, że tak późno, ale jakoś nie mam czasu  xd
Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze! Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy ; 3
Chciałabym ten rozdział zadedykować mojej Klaudii, która czyta moje wypociny i komentuje <3 KC :*
I jeszcze jedno. Chciałabym zawrzeć taki pakt. Bardzo zależy mi na komentarzach od Was co sądzicie o mojej opowieści i dlatego wymyśliłam to.

                                          CZYTASZ = KOMENTUJESZ

Mam nadzieję, że w ten sposób zobaczę więcej wypowiedzi pod rozdziałami.
A teraz czas na ROZDZIAŁ 4 ! Krótki, ale cóż ;33
Pozdrawiam i całuję :)
Amy <3
_____________________________________________________________

- Liszko, hej Liszko!
- Dziewczyno, obudź się!
- Amy, co ci się stało?
- Lisico!
 Z trudem otworzyłam oczy. Ledwo rozpoznałam, kto nade mną klęczy. Brązowe włosy, nierówno ułożone, ostre rysy twarzy i wielkie, zielone oczy. Zupełnie jak moje. Akurat jego tu najmniej się spodziewałam.
 - Amy, nic ci nie jest?- w głosie Logana brzmiała wyraźna troska. Nawet nie próbował jej ukrywać.
 - Nie...ja tylko... trochę źle się poczułam- wymamrotałam
 Chłopak pomóg mi wstać, choć wcale tego nie chciałam. Liszko, pamiętaj,że to twój wróg- w mojej głowie odezwał się cichy głosik.
 Zgadza się, potwierdziłam w duchu, trzymaj się od niego z daleka.
 - Amy! Amy Price! Prosimy na scenę- z rozmyśleń wyrwał mnie piskliwy głos Stelli Moonlight. O nie. Nie. Nie.Nie. To się nie stało naprawdę. Nie. Tylko nie to. To był zły sen.
 - Dziecinko! Prosimy!
 Stało się. To się stało. To, czego tak bardzo się bałam. Jadę na Głodowe Igrzyska.
   Powoli zdrętwiała ze stachu, ruszyłam w stronę podestu. Czułam się tak jakby wbito we mnie tysiące igieł. Nie zważałam na to , że cała uroczystość jest nagrywana i puszczana w Kapitolu. Nie obchodziło mnie to to, że w ten sposób nigdy nie zdobędę  sponsorów. Po głowie błądziła mi tylko jedna myśl. Co się stanie z dziećmi, gdy umrę?
 - Choć kochana, zapraszamy!- zaświergotała Stella.
     Weszłam na scenę i obróciłam się w stornę tłumu. Były wpatrzone we mnie tysiące ludzi. Nie płakałam, całe szczęście. Byłam tylko przerażona i skamieniała przed starchem przed Igrzyskami. Strachem przed śmiercią.
 - A oto nasza tegoroczna trybutka! Brawa dla niej! - uśmiechnęła się zachęcająco opiekunka.
       Nikt nie klaskał. Było cicho jak makiem zasiał. To najlepsze co ci ludzie mogli zrobić.
- A teraz wybierzemy jednego młodego gentelmana- powiedziała zdezorientowana Stella. Nagle wszystko się zmieniło. Nie wiedziełam co się ze mną dzieje. Nie rozumiałam dlaczego to ja tu stoję. Nie słyszałam już żadnych głosów. Nie było nikogo. Tylko ja. W tamtej chwili czułam jedynie dziwną pustkę.
 - Halo, Amy! Chyba ktoś tu jest troszkę zdenerwowany- wybuchnęła głośnym śmiechem Stella, lecz nikt jej nie zawtórował więc szybko przestała i odchrząknęła.- Podaj dłoń koledze, kochanieńka.
 Powróciłam na ziemię. Ze zdziwieniem zauważyłam, żę mam spuszczony wzrok, a ręce splatam w cisnym uścisku.  Powoli obróciłam się i spojrzałam na chłopaka, który wyciągał do mnie rękę.
    Nie wierzę. Nie. To nie jest prawda.
 - Dalej Amy, podaj dłoń Loganowi- w głosie opiekunki dało się usłyszeć znieciepliwienie.
 Z trudem ścisnęłam  śródręcze (przyp.aut. ten synonim od "dłoń" znalazłam w słowniku xd) mojego dawnego prześladowcy. Nie patrzyłamw mu w oczy.
 - Wspaniale skarbeńki. Teraz wejdziemy do Pałacu Sprawiedliwości, gdzie będziecie mieć chwilę na pożegnanie z bliskimi- rzekła zadowolna Stella i popchnęła nas ku mosiężnych drzwi, znajdujących się za nami.

                                                    ***


- Amy, cio się dzieje? - pytał Daive wtulony w moje ramiona. Tym razem nie kryłam już łez.              Wiedziałam, że nigdy nie zobaczę mojego rodzeństwa, kochanego ojac, dyskryktowych łąk, które tak uwielbiałam. Nigdy nie powącham prawdziwych kwiatów, nie usłyszę opowieści taty.
 - Liszko, wygrasz. Wiem, że dasz radę. Umiesz posługiwać się nożem, rozpoznawać rośliny jadalne. Jesteś też bardzo sprytna- płakała Louise.
 Nic nie mówiłam. Nie mogłam wyduścić z siebie choćby jednego słowa. W gardle pojawiła się wielka klucha, pewnie przez ten płacz.
  Wiedziałam, że nie dam rady. Nigdy do nich nie wrócę. Gdy tylko o tym pomyśłam, zargnął mną tak okropny szloch, że nie mogłam się opanować. Ryczałam i krzyczałam. "Dlaczego Kapitolu? Dlaczego nam to robisz?!" Po chwili mój szał powoli się kończył.
 Dzieci ponownie zaczęły wmawiać mi ,że jestem silna i zwyciężę. Brednie.
 Nagle drzwi pokoju otworzyły się i wszedł groźnie wyglądający Strażnik Pokoju.
- Już, wynocha! Koniec pożegnań! - ryknął
 - Nie, nie zostawię Cię- wrzasnęła Louise, zanosząc się jeszcze większym płaczem.
 Spojrzałam błagalnie na mężczyznę.
- Proszę pana jeszcze o minutę. Błagam- jęknęłam. Przyjrzał mi się wyraźniej. W jego groźnych oczach zobaczyłam smutek i litość.
- Ale tylko o minutę i ani chwili dłużej- zgodził się po namyśle i zamkął dzrwi.
 "Bierz się w garść,Liszko"- upomniałam się w duchu. Otarłam ostatnie łzy i zaczęłam szybko tłumaczyć dzieciom jak mają zdobywać jedzenie.
- I pmiętajcie, że kocham Was najbardziej na świecie- zakończyłam. Czułam,że znowu zbiera mi się na płacz.
 - My tez cię kochamy- pisnął sepleniąc Daive i ścisnął moją szyję swoimi małymi rączakimi.
 Przyszedł Strażnik i siłą wyprowadził dzieci, wrzeszczące w niebo głosy.
 Zostałam sama. Nie na długo.  Drzwi "celi" ponownie się otworzyły i wszedł ojciec. W jego oczach widziałam niewyobrażalnie wielki ból i strach.
    Nic nie powiedział, tylko podszedł i mocno przytulił. Czułam bijącą od niego miłość. Potem odsunął się ode mnie  i pogłaskał po kiedyś porządnie ułożonymi, a teraz sterczącymi na wszystkie strony rudych włosach. Pamiętałam ten gest. Tata robił tak gdy byłam mała, podczas naszych spacerów nad łąkę. Od tamtych chwil nigdy już tego nie zrobił. Może uznał, że nie potrzebuję już jego opieki i czułości, a może po prostu nie miał ochoty mnie dotykać.
   Wszedł Strażnik Pokoju, oznajmiając,że czas "odwiedzin" dobiegł końca.
 - Kocham Cię Amy- powiedział ojciec na odchodnym.
 Zaskoczył mnie. Nigdy mi jeszcze tego nie powiedział. Mimo że, nie byłam już dziewczynką, chodzącą z nim za rękę, Potrzebowałam jego miłości. Bardzo potrzebowałam. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Też cię kocham tato, szepnęłam.
 Nie spodziewałam się już żadnych gości, więc jakie było moje zdziwienie gdy drzwi pokoju otworzyły się po raz trzeci i ujrzałam w nich Brittany- moją koleżankę ze szkoły.
 - Amy, nie mogę uwierzyć w to co się stało. Naprawdę bardzo mi przykro.-zaczęła dziewczyna , zanim nawet zdążyłam otworzyć usta.- Chciałabym żebyś wiedziała, że mimo to, że nie rozmawiałyśmy za często, bardzo cię polubiłam. Cieszę się ,że miałam zaszyt cię spotkać, bo wiem,że jesteś wspaniałą i silną osobą. Po tych słowach dziewczyna , prędko wyszła zamykając za sobą dzrwi. Nie raz bardzo rozumiałam co się stało. Czy słowa Briattany były szczere? Czy naprawdę tak uważa?
"Cieszę się, żę miałam zaszczyt cię spotkać, bo wiem, że jesteś wspaniałą i silną osobą." Silną osobą? Nie jestem silna. Jestem słaba. Tak słaba i krucha, że mam wrażenie,  że gdy tylko ktoś mnie dotknie , to rozlecę się na milion małych kawałeczków.
       Nagle drzwi otworzyła się ponownie, a do pokoju weszła rozpromieniona Stella.
 - Wstawaj kochana. Idziemy- ze zdziwieniem stwierdziałm, że siedzę na brudnej podłodze "celi".
Jak ja się tu znalazłam, pomyślałam, nie pamiętam żebym siadała.
 - Amy, naprawdę nie mamy już czasu - zdenerwowała opiekunka- Musimy jeszcze iść po tego chłopaka, a potem jedziemy do Kapitolu!- dodała już radosna. Niepokoiły mnie tej jej natychmiastowe zmiany nastrojów.
  Powoli wstałam i ruszyłam za Stellą wzdłuż długiego korytarza. Rozejrzałam się. Ściany szare od góry do dołu, podłoga obita brązowym filcem , żadnych okien.
"Naprawdę jak w więzieniu, pomyślałam z goryczą.
      W końcu korytarza otworzyły się takie same drzwi, jak moje, a ze środku wyszedł Logan trzymany przez Strażnika Pokoju. Dopiero tera zmogłam się mu lepiej przyjrzeć.
      Jego brązowawa czupryna była w nieładzie, co wcale nie znaczyło, że wyglądała źle. Wzrok przyciągały jego oczy- wielkie i zielone jak moje. A przy tym naprawdę ładne. Miał na sobie elegancką białą koszulę i bure spodnie z  dużymi kieszeniami.
 - Och, jesteś drogie dziecko- zagdakała Stella- w takim razie możemy ruszać.
 Poprowadziła nas do bocznych drzwi prowadzących bezpośrednio na peron, na którym stał już nasz ekskluzywny pociąg. Otworzyła drzwi , a my weszliśmy.
 Aż dech mi zaparło. Nie żebym była fanką Kapitolu, co to to nie , ale tu to się postarali.. Czegoś takiego jeszcze nigdy w swim życiu nie widziałam.
   Wagon , do którego weszliśmy wyglądał mi na salon. Skórzane kanapy stały wokół okropnego ekranu. Na lśniącej podłodze leżały skóry jakiegoś zwierzęcia, prawdopodobnie niedźwiedzia. Wszędzie walały się puchowe poduszki,a z sufitu zwisał kryształowy żyrandol. Pod ścianami stały szklane kredensy z zawartością mniej lub więcej wartą. Pod oknem stał mały stolik, na którym poukładane były najróżniejsze magazyny o kapitolińskiej modzie i fryzurach. W przedziale stała też, masa rzeźb i figur.
 Nie powiem, wyglądało to imponująco, jednak gdy tylko otrząsnęłam się z amoku, znów sposępniałam. Jedziesz na rzeź, przypomniałam sobie.
 - Wspaniale, czyż nie?- pisnęła opiekunka swoim irytującym akcentem. Nikt jej nie odpowiedział , więc fuknęła ze złością zniknęła za różowymi drzwiami w końca salonu.
   Kątem oka zerknęłam na Logana. Był przygnębiony i smutny. Zupełnie inny niż w szkole. Tam bezduszny przywódca bandy dokuczającej innym, tu wrażliwy chłopak z uczuciami. Nie wiedziałam jaki jest naprawdę. Nie potrafiłam go rozgryźć. Czy to możliwe, że rola postrachu całej szkoły to tylko maska, pod którą kryje się uczynny i delikatny chłopak? Nie wiedziałam. Byłam jednak pewna, że jest moim wrogiem i zawsze nim będzie ,bez względu na to co zrobi.
 - Co mi się tak przyglądasz?- zauważyła, że na niego patrzę- Mam coś na twarzy?- dodał już  uśmiechem.
 - Nie, ja tylko... a zresztą nie ważne- odburknęłam i odeszłam do swojego pokoju. Tak myślałam, że to jest mój pokój.
 Ściany były koloru pomarańczowo-białego, a na podłodze leżał miękki dywan z długiego włosia. Po prawej stronie stało ogromne, mieszczące cztery osoby łóżko z baldachimem, mała szafka nocna i duża komoda, na której leżały dziesiątki magazynów. Oczywiście modowych. Na wprost mnie znajdowały się drzwi, prawdopodobnie od łazienki. Na lewo ustawiona była nowa kolekcja rzeźb. Była wyczerpana, zdenerwowana i zapłakana, dlatego od razu rzucałam się na łoże i zapadłam w niespokojny sen.

                                                 ***


 Wydawało mi się , że to była minuta, choć z pewnością minęła przynajmniej godzina. Obudził mnie głos Stelli.
 - Amy, za pół godziny jest kolacja i oczekują, że się na niej zjawisz- zaświergotała. Chyba minęła jej już złość.
 Zwlekłam się  z łóżka i ruszyłam w stronę łazienki. Po drzemce, smutek i złość na Kapitol wróciły ze zdwojoną siłą i nawet wielofunkcyjny prysznic i ekskluzywna wanna nie zdołały go stłumić.
" Grr, jak ja nienawidzę Kapitolu!" , "Louise, Daive, tata. Już nigdy ich nie zobaczę"- takie myśli przeplatały mi się na zmianę w mojej głowie, gdy stałam pod strumieniami gorącej wody.
     Gdy w końcu wyszłam z łazienki, umyta i odświeżona, czekała na mnie niespodzianka. Zamiast dożynkowej, zielonej sukienki i balerinek, na łóżku leżały trzy komplety ubrań. Z tego co zrozumiałam, miałam wybrać jeden.
       Pierwszy składał się z krótkiej, czerwonej sukienki i czarny butów na wysokim obcasie. To dla jakiejś panienki, pomyślałam. Całkowicie odpada.
       W skład drugiego wchodziła różowo- granatowa spódnica z frędzlami (przypominała trochę firanę) , krwiście czerwona bluzka na ramiączkach, kurtka ze skóry jakiegoś zwierzaka, ogromny kapelusz sombrero i brązowe koturny. Idealny strój dla Stelli, zaśmiałam się w duchu, ta kobieta , a raczej kosmitka, to żywy twór Kapitolu.
       Trzeci strój najbardziej przypadł mi do gustu. Był... najnormalniejszy. Składał się ze zwykłych jasnych jeansów, za dużego t-shirtu i trampek. Zdecydowanie to, uśmiechnęłam się.
       Całkiem zadowolona, jeśli można to tak nazwać w tych okolicznościach znów weszłam do łazienki by wyczesać włosy. Tym razem nie bawiłam się w studio fryzur tylko od razu związałam rudą grzywę w kitkę.
 - Teraz wyglądam całkiem... ładnie- przyznałam, patrząc na siebie w lustrze.
- Amy, kochanie! Kolacja na stole- usłyszałam głos opiekunki przez zamknięte drzwi.
- Już idę- odburknęłam cicho. Nie sądzę, że by to słyszała.
  Gdy wychodziłam z pokoju, z pomieszczenia na przeciwko wyszedł Logan. Pewnie tam był jego pokój.
 Chłopak miał na sobie jasne jeansy, szarą koszulkę z napisami i wyższe trampki. Takie jak ja. Widocznie też nie chciał wyglądać jak skończony idiota w tych ciuszkach z Kapitolu.
 - Hej, naprawdę wyglądasz ładnie- powitał mnie z uśmiechem. Spojrzałam na niego pytająco.
 - Pomiędzy naszymi łazienkami jest jakaś rura, przez którą słyszałem jak mówiłaś - wyjaśnił, lustrując mnie uważnie od stóp do głów. Zarumieniłam się. Och, co ja robię, zganiłam się w myślach, to twój wróg. Wróg.
 - Przestań to robić- warknęłam ,odwracając się na pięcie i idąc do wagonu jadalnego.
   Przy stole siedziała już Stella. Była tak zajęta zajadaniem się smakołykami stojącymi na długim stole, że nawet mnie nie zauważyła. Zmarszczyłam brwi, patrząc na nią z obrzydzeniem. Przypomniała mi się matka, która tak jak opiekunka, jadłaby i jadła nie zwracając uwagi czy ktoś głoduje czy nie.
    Bez słowa usiadłam na przeciwko niej i zaczęłam zastanawiać się co by tu zjeść. Nie byłam specjalnie głodna, lecz gdy tylko zobaczyłam potrawy stojące na stole, od razu apetyt mi powrócił. Miałam do dyspozycji pieczone ziemniaki, najróżniejsze gotowane mięsa, chrupiące bułki, świeże sałaty, kozi ser, jabłka, jagnięcina w potrawce na dzikim ryżu, omlety, szarlotki, lody i wiele innych rzeczy, których nawet nie potrafiłam nazwać.
 Starając się przybrać idealnie obojętną minę, nałożyłam sobie wszystkiego po trochu.
 Logan wszedł do jadalni i usiadł na wolnym krześle obok mnie. Byłam ciekawa jego reakcji  na widok tych wszystkich potraw, dlatego na moment na niego zerknęłam. Był bardzo zaskoczony i nawet tego nie ukrywał. Po krótkim namyśle, wybrał kawałek mięsa jelenia, łyżkę sałatki, lemoniadę oraz melona.
  Nagle cos sobie przypomniałam. Co roku, oglądając e telewizji relacje z Igrzysk, przy trybutach widziałam ich mentora. A naszego mentora nigdzie nie było.
- Stello, gdzie jest Dinah? - zapytałam siląc się na uprzejmy ton.
- Tutaj jestem-odezwała się Dinah, wchodząc do jadalni.
Ona, w porównaniu do opiekunki wyglądała całkiem zwyczajnie. Musiała przyznać, że była nawet ładna. Wcześniej nie zwróciłam na nią uwagi, ale teraz mogłam się jej lepiej przyjrzeć. Była wysoką i zgrabną 30-latką.
 Miała kruczoczarne włosy, opadające delikatnymi falami na ramiona, wielki, błękitne oczy i pomalowane na czerwono usta. Jej strój składał się z zza dużego t-shirtu (podobnego do mojego), granatowych rurek i klapek plażowych. Nie wyglądała na mentorkę, bardziej przypominała trybutkę. W końcu kiedyś nią była.  Trafiła na Głodowe Igrzyska w wieku 13 lat, zastępując swoją 12-letnią siostrę.  Przydzielili jej akurat najgorszą z możliwych aren - pustynię. Nie było tam ani jedzenie, ani wody. Mimo to, Dinah wygrała, na początku kradnąc nocą broń i ekwipunek zawodowcom, wspinając się na nieliczne drzewa i tam cudem zdobywając pożywienie, potem zwyciężając w uczcie, a na końcu przeżywając burzę piaskową. Bardzo mi tym zaimponowała. Była pierwszą trybutką w dziejach, która na Głodowych Igrzyskach, nikogo nie zabiła. Poza tym potrafiła bardzo długo wytrzymać bez wody i umiała radzić sobie w pustynnych warunkach. Te umiejętności wyjątkowo dobrze się przydawały.
 - Ach świetnie. Siadaj Dinah- zachęciła mentorkę Stalla, robiąc jej miejsce obok siebie.
- Dzięki- mruknęła, biorąc garść orzechów laskowych.
 Przez chwilę jeszcze się  jej  przypatrywałam, a potem wróciłam do jedzenia. Nienawidziłam Kapitolu, musiałam jednak przyznać ,że jedzenie mają wyborne.
 Gdy skończyłam , byłam tak napchana, że  z pewnością bym wy buchnęła, gdybym coś jeszcze zjadła. To był mój pierwszy prawdziwy posiłek w całym życiu.
" Ach, gdyby były tu ze mną dzieci! Zachwyciłyby się taką ilością jedzenia!" pomyślałam.
Ale zaraz poczułam się jakby ktoś wylał mi na głowę, kubeł lodowatej wody. " Co ty mówisz, Liszko! Zwariowałaś?! Na Merlina( przepraszam, musiałam użyć tego słowa. Fanka Harry'ego Pottera :D) ! Te potrawy zawróciły mi kompletnie w głowie i zapomniałam gdzie jestem. W pociągu wiozącym mnie znienawidzonego Kapitolu, gdzie najpierw będą mnie stroić w najróżniejsze suknie, a potem z radością wyślą na rzeź, zakładając się ile wytrzymam.
 - Amy, może opowiesz nam o czym tak myślisz- zapytała zadowolona Stella.
 Spojrzałam na nią spode łba.
 - Nie martw się, ona już taka jest. Uwielbia wtrącać się w nie swojej sprawa. I ja jeszcze muszę z nią wytrzymywać co rok- odezwała się Dinah, puszczając do mnie oczko.
 Uśmiechnęłam się pod nosem.
" Ta Dinah może być całkiem fajna" przemknęło mi prze zmyśl.
  Byłam naprawdę zmęczona po całym dniu emocji i wrażeń, więc dopiłam jeszcze sok z (jaki mi się wydaje) pomarańczy, pożegnałam się ze wszystkimi i ruszyłam prostu do mojej sypialni. Nawet się nie  rozbierając  padłam na puszyste poduszki i od razu zasnęłam , nie myśląc już o niczym

                                                            

poniedziałek, 2 września 2013

ROZDZIAŁ 3

Hej:* Oczywiście prawie spóźniona , ale jestem. Rozdział krótki, ale trudno. Nie podoba mi się. Ostatnio w ogóle nie mam weny. Rozdział 4 jakoś za tydzień. Ale dość już ględzenia.
Przed Wami rozdział 3  :D   
xoxoxo
Amy.
__________________________________________________________________ 

      Wyglądałam pięknie. Nawet ja musiałam to przyznać. Miałam na sobie delikatnie zieloną sukienkę, idealnie pasującą do moich oczu. W talii zawiązałam sobie biały szal, a na nogi włożyłam baleriny tego samego koloru. Wkładałam je co roku, ponieważ nie posiadałam innych eleganckich butów. W całym Panem obowiązywał głupi obowiązek, że każdy dyskrykt, dzień dożynek musi traktować jak święto. W rezultacie wcześniej zamykano sklepy, miejsca pracy, a każdy mieszkaniec musiał stawić się o 14.00 na swoim placu głównym w odświętnym ubraniu.
      Przyjrzałam się sobie jeszcze raz. Prezentowałam się naprawdę dobrze, tylko moje rude włosy były całkowicie bez kształtu . Postanowiłam to zmienić. Wzięłam grzebień i ustawiłam się na wprost lustra mamusii. Najpierw wypróbowałam zwykła kitkę. Zbyt przeciętnie. Potem zrobiłam warkocza. Nieładnie,stwierdziłam mrużąc oczy. Może kłos? Stanowczo nie. Przetestowałam jeszcze kilka kombinacji, lecz żadna nie przypadła mi do gustu. W końcu wybrała najprostszą wersję. Po prostu rozpuściłam rude włosy. Musiałam przyznać, że w tym wydaniu czułam się najlepiej. I najlepiej wyglądałam. Nigdy się malowałam, bo po pierwsze nie umiałam,a po drugie nie było potrzeby. U nas dyskrykcie nie warto było się stroić.
      Nagle przypomniało mi się po co się przebierałam w sukienkę i próbowałam różnych fryzur. Robiłam to wszystko, by dobrze wyglądać na dożynkach. Poczułam do siebie wstręt i wstyd. Dlaczego mam sie stroić? Bo Kapitol tego wymaga? "A od kiedy ty słuchasz Kapitolu, Liszko?" zapytałam się samej sobie. Nienawidziłam tych ludzi. To wszystko ich wina. To oni wymyślili Głodowe Igrzyska. To przez nich giną niewinni ludzie.
Wiele lat temu wybuchło powstanie. Wszystkie trzynaście dyskryktów zbuntowało się i wygrywało. Do czasu. Kapitolańczycy mieli znacznie większą i silniejszą armię i ostatecznie to oni zwyciężyli. Dyskrykty poddały się ,a w celu zastraszenia obywateli , całkowicie zmieciono Trzynastkę z powierzchni ziemi. Dni powstania nazwano Mrocznymi Dniami. Później ustanowiony został Traktat o Zdradzie, a na znak ,że potęga Kapitolu nie ma w sobie równych, co roku odbywają się Głodowe Igrzyska.
      Jakim prawem ci ludzie skazują nas na śmierć? W czasie, gdy oni coroczne telewizyjne show, objadają się smakołykami i robią sobie zabiegi pielęgnacyjne, dwadzieścioro czworo trybutów walczy na śmierć i życie.
  Z rozmyśleń wyrwało mnie wołanie Louise.
 - Amy, pomożesz mi?
 - Lecę, motylku- odkrzyknęłam wybiegając z łazienki.
      Moja siostra była w swoim pokoju. Mimo że, nie brała udziału w dożynkach, musiała być ubrana odświętnie. Miała na sobie skromną, błękitną sukienkę w białe groszki i białe buciki. Gdy zobaczyłam ją, jak próbowała niezdarnie zapiąć tylny zamek, ogarnęło mnie wzruszenie. Była taka samodzielna. Moja mała Louise. Dobrze, że jest jeszcze taka młoda. Nie mogę pozwolić, by gdy dorośnie, brała astragale, obiecywałam sobie. Nie wybaczyłabym sobie gdybym ją straciła. Ją albo Daive'a.
 -Liszko, pomożesz mi?- spytała dziewczynka patrząc na mnie swoimi wielkimi oczami.
 -Oczywiście- powiedziałam zapinając jej zamek.
 Nagle poczułam rączki Louise na swojej szyi. Odwzajemniłam uścisk i zapytałam ze śmiechem.
- A tobie co się stało?
Moja siostra spojrzała mi prosto w oczy.
- Nic. Po prostu cię kocham.
Raptem wydała mi się o wiele straszą i dojrzalsza niż jest w rzeczywistości.
 -Też cię kocham. Najbardziej na świecie. I pamiętaj. Cokolwiek by się stało, jesteście dla mnie najważniejsi, Daive i ty.
 Z trudem wyswobodziłam się z jej uścisku i szybko wyszłam z pokoju dziewczynki, nie odwracając się za siebie. Czułam, że łzy, te okropne łzy, których nienawidziłam, które powodowały, że czułam się słaba, płyną mi po rozpalonych policzkach. Nie chciałam żeby Louise, że płaczę. Pomyślałaby wtedy, że się przejmuję, że się boję. Ale to prawda. Bałam się okropnie. Co roku lękałam się ,że mnie wybiorą, ale tym razem czułam inaczej. Jakbym już widziała. Miałam złe przeczucia.

                                                    ...

      Było wyjątkowo pochmurno. Gęste, ciemne chmury całkowicie zasłoniły błękitne niebo. Po słonecznym ranku nie było śladu. Szarą ulicą szły tłumy przygnębionych ludzi. Pomimo że, powinno być słychać przynajmniej szaranie przesuwanych butów czy oddechy zgromadzonych, było cicho. Zupełnie jakby ktoś wyłączył cały dźwięk ze świata.
 Kroczyłam obok taty. Co chwila na niego zerkałam. Nie wyglądał już najmłodziej. Rude włosy, które z pewnością po nim odzedziczyłam, przeplatały się ze sporymi pasmami siwizny. Miał widoczne zmarszczki na policzkach. Dodatkowych lat dodawał mu duży zarost. Jedynie oczy, wielkie i zielone nic się nie zmieniły. Nadal były młode i pełne dobroci. W tej chwili wyrażały wielki smutek i zdenerwowanie.
  Nagle nasze spojrzenia się spotkały. " Wszystko będzie dobrze" próbowałam się uśmiechnąć, lecz mi nie wyszło. Nie Wcale nie. Dwójka przerażonych dzieciaków, zostanie dziś przetransportowana do Kapitolu, a ich rodziny zaszyją się w domu, z marną nadzieją na szczęśliwy powrót. Znowu będziemy musieli patrzeć na rzeź, na walkę na śmierć i życie niewinnych ludzi.
 Spojrzałam na matkę. Prezentowała się okropnie. Zresztą jak zawsze. Ubrana była w za krótką, czerwoną sukienkę i buty na wysokim obcasie. Przy jej posturze wyglądało to conajmniej śmiesznie. Z brzydkich, siwych włosów zrobiła kok. Jako jedyna z naszej rodziny, na całej ulicy, a możliwe i, że z całego dyskryktu, tryskała radością. Wiem, żę byłaby bardzo szczęśliwa, gdyby mnie wybrano. Wreszcie by się mnie pozbyła. Nie wylosują cię, Liszko, myśłałam.Nie wylosują cię. Na pewno nie. Masz jedynie 27 kartek. Jedynie.. Piaty Dyskrykt jest ogromny. To naprawdę mało prawdopodobne, żeby cię wybrali. Nie wylosują cię. Ciekawe, jak sie ma Logan? Czy on również się martwi? Dlaczego w ogóle o nim pomyślałam? "Omanj się Amy"!skarciłam się w myśłach.
 - Louise, Daive, idziemy- usłyszałam smutny głos ojca. Dzieciaki rzuciły mi jeszcze wystraszone spojrzenie, a ja zdążyłam posłać mi jedno z moich najbardziej wymuszonych uśmiechów pt. "Nie martwice się.Wszystko będzie dobrze". Jednak nie wierzyłam w to. Coś niedobrego sie dzisiaj stanie. Czułam to.
      Nagle poczułam, że ktoś brutalnie mnie popycha. Podniosłam wzrok. Patrzył na mnie surowo rosły mężczyzna w miałym mundurze. Strażnik Pokoju. W Piątce byli oni wyjątkowo okrutni i wredni. Na placu głównym, tym na którym odbywają się dożynki, ustawiony został pręgierz, drewniana palisada i szubienica. Były bardzo często korzystane. Za kłusownictwo w naszym lesie , wymierzona jest potężna chłosta na oczach wszystkich zgromadzonych, a nawet kara śmierci.
 Ja nigdy nie zapuściłam się w tamte rejony, choć w niektórych chwilach byłam tego bliska. Las skrywa wiele niebezpieczeństw, lecz jest też wielkim źródłem pokarmu, a w naszej Piątce nie brakuje głosujących. Często, gdy szłam ulicą widziałam leżącą przy drzewie matkę z małymi dzieckiem, chudego jak szkapa nastolatka, czy zaniedbanego mężczyzną z zapadniętymi policzkami i podkrążonymi oczami. Mam wtedy ochotę dać tym ludziom wszekie jedzenie jakie posiadam, ale to niemożliwe. Nam też łaknienie często zagląda w oczy, a nie mogę pozwolić by moje rodzeństwo chodziło głodne.
  Trafiłam do rozjuszonej gromady 15-letnich dziewcząt. Spośród nich poznałam dwie- Rose i Brittany, koleżanki z mojej klasy. Mimo że, rzadko rozmawiałyśmy wydawały mi się miłymi osobami. Byłam zbyt przestraszona by cokolwiek powiedzieć, więc tylko kiwnęłam im głową na powitanie.
      Spojrzałam na scene. Stały na niej trzy wielkie, puchowe fotele, mównica oraz dwie ogromne szkalne kule. Jedna, w której były nazwiska dziewcząt, druga chłopców. Juz od samego patrzenia, robiło mi się słabo, ale nie mogłam tgo po sobie poznać. Trzeba być silnym.
      Gdy wybiła 14.00, na podest wszedł nasz burmistrz, brzuchaty i niski mężczyzna z siwym wąsem i zaczął rozprawiać się jaki to Kapitol jest wspaniały i ile mu zawdzięczamy. Czy ten człowiek w ogóle wie co mówi? Przecież my nic mu nie zawdzięczmy, tylko jeszcze na niego harujemy!,krzyczałam w duchu. Na scenę weszła jakaś kobieta. Nie poznawałam jej. Dopiero po chwili zorientowałam się, że jest to mentorka trybutów z Piątki, Dinah Willis. Usiadła na jednym z fotelów i zaczęła rozglądać się po placu.
      Nagle jej wzrok zatrzymał się na mnie. Spojrzałam jej prosto w oczy, a w nich ujrzałam strach. Na zewnątrz nie było tego widać, bo ukrywała to bardzo dobrze, lecz dla mnie było to bardzo widoczne. To była jedna z tych niewielu cech, które u siebie lubię. Po chwili wzrok Dinah poleciał dalej.
      Burmistrz skończył mówić, a na scenę weszła jeszcze jedna osoba. Stella Moonlight. Opiekunka Piątego Dyskryktu. Nienawidziłam tej kobiety. Była żywym, sztucznym wytworem Kapitolu i zawsze tryskała radością, denerwując przy okazji wszystkich w koło. W innych okolicznościach pewnie wybuchnęłabym śmiechem, ale teraz tylko zmarszczyłam brwi na widok jej stroju.
      Miała na sobie różowo-fioletowy żakiet, obcisłe, czerwone, nabijane jakimiś złotymi kolcami spodnie i szpilki tak wysokie, że aż trudno wyobrazić sobie, że takie w ogóle istnieją. Jej głowę zdobiła morsko-zielona peruka, a na oczy założyła jaskrowo-żółte okulary z tandetnymi brylancikami. Podsumowując całość, Stella wyglądała jak clown.
      Kobieta podeszła do mównicy.
- Witajcie moi drodzy!- krzyknęła obnażając tłum śnieżnobiałym uśmiechem.- Wesołych Głodowych Igrzysk! I niech los zawsze wam sprzyja!
 Naprawdę nie wiem jak można mówić takie bzdury. Czy ktokolwiek w tym dniu może być szczęśliwy? Ach. No tak. Mieszkańcy Kapitolu, a jakże.
 - A teraz wybiorę jedną dziewczynę i jednego chłopaka w wieku od 12 do 18 lat, który będzie miał zaszczyt reprezentować Dyskrykt Piąty w Głodowych Igrzyskach. Damy mają pierwszeństwo- zaświergotała Stella.
      O nie. Nie. Ja nie chcę. Nie chce wiedzieć. Chcę uciec. Boję się.  Potwornie się boję. Boję się tak, że aż mnie serce boli. Nie chcę wiedzieć. Nie.
      Nagle poczułam, że ktoś na mnie patrzy. Odwróciłam się i w oddali zobaczyłam Daive'a i Louise trzymających za rękę tatę. Lękali się tak jak ja. Widziałam w ich oczach przerażenie i strach.
 - Naszą tegoroczną trybutką jest...- Stella na chwilę zawiesiła głos dla dodania nam adrenaliny. Ze strachu było mi słabo. Ledwo trzymałam się na nogach. Nie, Liszko. Nie możesz pokazać swoich uczuć. Jesteś silna. Nie wybiorą cię.
 - Amy Price.
 Poczułam, że upadam. Zapadła ciemność.
     

sobota, 31 sierpnia 2013

Ogromnie przepraszam. Przepraszam za to, że Was okłamałam. Rozdział miał być za 3-4 dni. Minął tydzień z kawałkiem i nadal go nie ma. Muszę się jednak jakoś wytłumaczyć. Byłam na wakacjach w górach i nie miałam dostępu do internetu. Dopiero dzisiaj przyjechałam i od razu dopadłam kompa. ROZDZIAŁ 3 POJAWI SIĘ JUTRO LUB NAJPÓŹNIEJ POJUTRZE.
Jeszcze raz proszę o wybaczenie :DD

A tak z innej beczki: ostatnio do gustu bardzo przypadły mi opowiadania DRAMIONE. Czy mógłyby mi ktoś polecić jakieś? ^^
I jeżeli ktoś lubi właśnie tą parę i pozostałych bohaterów Harry'ego Pottera to serdecznie polecam blog:
                                           diabelska-wpadka.blogspot.com

Naprawdę warto przeczytać o Goyle'u w roli geja, Rona jako jego kochanka i Hermiony w zielonych, koronkowych stringach xddd

Do jutra lub pojutrza.
Amy <3

środa, 21 sierpnia 2013

PIOSENKARKA

Hej :)) Taka ciekawostka. Niedawno szukałam czegoś na youtube i znalazłam..... tamtamtam :
 Jacqueline Emerson czyli nasz filmowa i książkowa Liszka. ! :D
Gdyby ktoś miał ochotę posłuchać piosenek Jackie , tu są linki.
http://www.youtube.com/watch?v=pDqhyOlKkhg
http://www.youtube.com/watch?v=9wyPe3QeJ-M
Poza tym piosenka "Peter Pan" jest w moim playerze na blogu, więc wystarczy poszukać.
Osobiście uważam, że Jacqueline ma super głos ^^
A wy co sądzicie?
PS Następna notka powinna pojawić się za jakieś 3-4 dni :)
LOVE.
Amy <3

ROZDZIAŁ 2

Hej.Rozdział 2.Bardzo przepraszam ,tak tak długo,ale są wakacje i tak nie mam czasu pisać:) Nie wiem czy ktoś to w ogóle czyta ,ale jeżeli czyta to naprawdę prosiłabym o komentarze:) Dla Was jest to minuta,a dla mnie opinia,która jeżeli będzie to potrzebne, pomoże mi zmienić bloga i notki. Być może troche przedłużam ,no ale cóż.Tak mi sie wymyśliło xd
No to zaczynam :D
xoxoxoxo

_____________________
      Był słoneczny ranek.Ciepłe powietrze uderzyło moja twarz. Wstydziłam sie wyjść tak posiniaczona i pokaleczona do ludzi,ale wolałam być na dworze niż w domu. Poza tym matka i tak by mnie na razie nie wpuściła. Musi minąć jej złość. O dzieci nie musiałam sie martwic.Wiedziałam ,ze jeśli nie będą wychylać nosa ze swojego pokoju,mamusia nic im nie zrobi.
''Liszko,dasz rade'' powtarzałam co chwile, z trudem idąc drogą główną.
Po chwili przypomniałam sobie w spodniach miałam pare groszy. Sięgnęłam więc do kieszeni,sprawdzić czy nadal tam są. Były. " Mogę kupić dzieciom coś do jedzenia .Jeżeli tylko zdołam dojść na piekarni" pomyślałam z nadzieją.
      Niestety, ból był tak potworny, że po 50 metrach musiałam przytrzymać się stojącego nieopodal drągu, bo bym upadła. Byłam słaba po utracie krwi.
      Nagle,zobaczyłam idącego w moją stronę chłopaka. Był wysokim szatynem o groźnym spojrzeniu i drwiącym uśmieszku. Poznałam go. To mój prześladowca ze szkoły. Zawsze, gdy próbowałam zdobywać znajomych byłam miła i koleżeńska, ale nie wszyscy tak to odbierają. Na przykład on i jego banda. W szkole wyśmiewają się i drwią ze mnie. Kiedyś słyszałam, że mówią na niego Logan.
 - Hej Wiewióra, nic ci nie jest?-zawołał z kpiną.
Szybko spuściłam wzrok.
 -Czuję się świetnie-poczułam złość, której wcześniej nie odczuwałam.
 -No jasne, tryskasz zdrowiem. Hej, poczekaj-krzyknął za mną, gdy próbowałam odejść. Jego głos był tak różny od tego, który zawsze słyszałam w szkole, że momentalnie się odwróciłam. Natrafiłam na jego duże, zielone oczy. "Podobne do moich" przemknęło mi przez myśl, ale od razu się zganiłam. "Liszka, przed tobą stoi twój wielki wróg, a ty sobie o jego oczach myślisz. Oszalałaś "
 -Co? Chcesz się ponabijać? Bardzo proszę-fuknęłam.
Ku mojemu zdziwieniu wydawał się zdezorientowany i zagubiony.
- Nie. Echh nie wiem jak to powiedzieć. Ja...chcia..chciałem cię przeprosić- wyjąkał.
Dobra. To było dziwne. Ale jakimś cudem wydawało mi się prawdziwe.
- Przepraszam, że się z ciebie wyśmiewałem Amy- kontynuował. Bardzo zaskoczył mnie tym, że zna moje imię.- Naprawdę przepraszam- zobaczyłam w jego oczach smutek.
 On mówił prawdę. Czułam to. Nie wiedziałam co powiedzieć. Wybaczyć? Odejść bez słowa? Nie, to nie w moim stylu.
 - No dobrze.- odpowiedziałam ostrożnie. Logan wyglądał na zadowolonego.
- Hej, pomogę ci- zaoferował się.
Nie chciałam jego pomocy. Mimo że, przeprosił mnie, nie ufałam mu. Bałam się, że gdy tylko mnie dotknie, przewróci na ziemię ,a tego bólu już bym nie zniosła.
Liszko, może powinnaś mu zaufać, w końcu przeprosił za swoje czyny- odezwał się dobry głosik w mojej głowie.
Amy, nawet nie próbuj. Ten chłopak był,jest i zawsze będzie twoim wrogiem. Choćby nie wiem co robił , nie ufaj mu.- zaprotestował zły głosik.
Z natury nie byłam złośliwa, ale tym razem posłuchałam złego głosiku.
 - Nie, naprawdę nie potrzebuję pomocy. Dam sobie radę sama- powiedziałam twardo.
 - Na pewno? Twoje nogi nie wyglądają za dobrze, oko zresztą też.
 Gdy to powiedział, spojrzałam zdrowym okiem na swoje uda. Na szczęście krew przestała lecieć, lecz opuchlizna była widoczna. I to bardzo.
- Tak, na pewno. Muszę już iść, sam rozumiesz. Dziś dożynki, a ja muszę jeszcze się przebrać- próbowałam się uśmiechnąć, ale wyszedł mi grymas. Połączenie myśli o Igrzyskach i bólu- Nar razie.
 - Ah no tak. Dzisiaj dożynki. Na śmierć zapomniałem. To do zobaczenia- krzyknął na odchodnym ze śmiechem. Patrzyłam za nim do momentu, gdy zniknął mi z pola widzenia.
      Ruszyłam powoli dalej. Właściwie to ciągnęłam nogi za sobą, bo nie miałam siły na nic więcej. Nie czułam już bólu, tylko zagłębiłam się w myśli.
Jak on mógł zapomnieć o dożynkach? Jak można się z tego śmiać. No tak. Przecież on był dzieciakiem z miasta i nigdy nie musiał pobierać astargali. W przeciwieństwie do mnie. Mnie, która miała 27 kartek w puli. Logan nie musiał się martwić, że trafi na arenę. To było bardzo mało prawdopodobne. Ja niestety miałam szanse. Gdybym została zmuszona do wzięcia udziału w Głodowych Igrzyskach, co by się stało z Louise i Daive'm ? Czy matka byłoby w stanie ich uderzyć? Z pewnością, choć do tej pory biła tylko mnie.
 Z rozmyśleń wyrwał mnie głośny głos mężczyzny. Podniosłam wzrok i zobaczyłam starca  prowadzącego powóz wiozący mąkę.
 - Jak łazisz ruda?!- krzyczał ze złością- Bym cię przyjichał i dopiro by było!
Mówił dziwnie, lecz było to u nas normalne. Dawno temu w piątym dyskrykcie była inna mowa. Dopiero po latach , wykształcił się tu zwyczajny język. "Gwary Piątki" używali już tylko niektórzy, którym trudno było przestawić się na "mowę nowoczesną".
 -Bardzo pana przepraszam- bąknęłam i natychmiast się skrzywiłam, bo uda rwały niemiłosiernie, a każde wypowiedziane słowo powodowało większy ból.
 Starzec przyjrzał mi się dokładniej.
- Młodziak z ciebie jeszcze. Dożynki akurat. Ja cię przeprosić muszę. Idź z Bogiem. I niech los zawsze ci sprzyja!- pozdrowił mnie i odjechał.
      Dzisiaj to już wszystkim serca miękną. Dla mnie dzień dożynek był najgorszym dniem w ciągu roku. Na szczęście Louise i Daive są jeszcze za mali, więc na razie martwiłam się tylko o siebie.
  Nareszcie doszłam do piekarni. Z trudem poprosiłam trzy pszenne bułki. Tylko na tyle starczyło mi pieniędzy, ale wiedziałam, że dzieciaki ucieszą się nawet z tego. Poza tym matka nie wpuściłaby mnie do domu gdybym niczego nie przyniosła, a żebrać nie mam ochoty.
 Po jakiejś godzinie stałam ponownie przed naszymi drzwiami. Ostrożnie i po cichu weszłam do domu. Gdy tylko dzieci usłyszały trzaśnięcie drzwi, na milimetr wychyliły główki z pokoju. Kiedy mnie ujrzały, były uradowane. Uśmiechnęłam się do nich lepiej jak pozwalał mi ból. Na szczęście był już mniejszy, ale i tak mocno go odczuwałam. Machnęłam do nich, żeby weszli z powrotem do pomieszczenia, a ja powlokłam się do salonu, w którym najprawdopodobniej siedziała matka. Szybko schowałam jeszcze dwie bułki pod bluzkę, a potem weszłam do pokoju. Tak jak myślałam, mamusia leżała na kanapie i objadała się naszymi ostatnimi zapasami na czarną godzinę.
      Patrzyłam na nią z obrzydzeniem. Była gruba i tłusta. Miała siwe, splątane kołtunami włosy i szare i zimne oczy. Wyglądała na o wiele starszą niż była w rzeczywistości. Nie wiem jak mój ojciec mógł się z nią ożenić. Miał przecież złote serce in zasługiwał na kogoś lepszego.
 Matka w końcu mnie zauważyła.
- Czego się gapisz? Jeżeli nic mi nie przyniosłaś, to możesz pożegnać się z tym domem i ... - tu uśmiechnęła się przerażająco i pogłaskała swoimi okropnymi paluchami bat, leżący na stole obok.
 - Przepraszam cię mam, ale starczyło mi pieniędzy tylko na to- wyjęłam bułkę i podałam jej. Jak zwykle skłamałam. Byłam w tym mistrzynią. Od zawsze wszyscy mi wierzyli w cokolwiek im mówiłam. Akurat z tej cechu byłam wyjątkowo dumna.
 - Masz szczęście, że nie jestem głodna- odparła matka- Teraz wynocha z pokoju. I zajęła się obgryzaniem paznokci. Odeszła bez słowa zniesmaczona.
 Gdy tylko weszłam do pokoju dzieciaków, rzuciły mi się na szyję.
- Amy, nic ci nie jest? - zapytała Louise
- Nie martwcie się o mnie, wszystko będzie dobrze- powiedziałam uspokajając rodzeństwo- tylko potrzebuję okładu.
 Daive podszedł do szafki i wyciągnął z niej pudełko z napisem "kredki". Oczywiście w środku nie było żadnych kredek- nie stać nas było na takie luksusy- tylko liście, które przykładałam zawsze do rany zadanej przez matkę. Chłopiec włożył jeden do ust, a następnie przyłożył na opuchliznę na nodze. Aż jęknęłam z ulgą. One zawsze pomagały.
- Ach, dziękuję aniołku. Byłbym zapomniała- wyciągnęłam spod koszulki pieczywo- to dla was.
- Liszko, dziękujemy!- krzyknęły rozradowane dzieci. Od razu napchały bułkami bułki. Nagle Louise przestała jeść i spytała z niepokojem.
- Amy, a ty masz jedzenie?
- Tak, siostrzyczko. Jedz spokojnie.- zapewniłam
- Kochamy cię- powiedziały jednocześnie dzieci ,a mnie zakręciła się łezka w oku.
- Też was kocham, szkraby- szepnęłam i wtuliłam się w ich małe ramionka. Louise pachniała pomarańczami ,a Daive truskawką. Uwielbiałam te zapachy.
 - Dobrze, już dobrze. Ale muszę iść się przebrać na dożynki. Jeżeli mam pojechać do Kapitolu, to chcę ładnie wyglądać, chociaż z tymi opuchliznami to chyba niemożliwe- zażartowałam, wychodząc z pokoju. Tak naprawdę, to w ogóle nie było mi do śmiechu.

środa, 7 sierpnia 2013

ROZDZIAL 1

Dzis rozdzial 1.Niestety nie udalo mi sie dodac go wczoraj, poniewaz moj internet odmowil posluszenstwa :) Mimo ze to moj poczatek ,jezeli ktos to przeczyta prosilabym o opinie-co powinnam zmienic,co Wam sie podoba,co nie. Jest to dla mnie naprawde wazne.
I jeszcze raz bardzo przepraszam za ta pisownie, bo wiem ,ze w czytaniu moze byc naprawde uciazliwa.:)
_______________________
      Obudzilam sie o swicie,nie moglam spac. Ale czy ktokolwiek mogl? Przeciez dzis dozynki. Balam sie ze mnie wylosuja. Mialam 26 kartek. Duzo. Czy poradzilabym sobie na arenie? Nie sadze. Nie mialam zadnych wyjatkowych umiejetnosci. Umialam jedynie troche poslugiwac sie nozem,zastawiac pulapki, no i bylam sprytna. Nic poza tym. Zadnych oszczepow,lukow czy mieczy. Westchnelam ciezko. A jesli mnie wybiora, czy ktos zechce zajac moje miejsce? Nie,mysle,piaty dyskrykt do nie dyskrykt zawodowcow.Tu nikt nie pcha sie na pewna smierc.
      Przygnebiona wstalam i powloklam sie do lazienki,przy okazji zgarniajac stosik ubran przygotowanych na dzisiejszy dzien. Gdy tylko zamknelam drzwi,poczulam sie dziwnie. Zupelnie jakbym byla obserwowana. Zimny dreszcz przeszedl mi po plecach. Powoli odwrocilam sie i zobaczylam siebie. Odtchnelam z ulga. Jak zawsze zapomnialam,ze na przeciwko lazienkowych drzwi wisi wielkie lustro od podlogi do sufitu.
      Bylo ohydne. Mialo dziwny ksztalt-boki byly nienaturalnie zakrzywione. Na gornej ramie przylepione byly, papka majaca udawac klej,sztuczne klejnociki. A raczej kamienie z podworka pomalowane na kolor klejnocikow. W srodkowej czesci lustra przyklejone zostaly kawalki jaskrawego materialu.Normalnie nie stac nas bylo na takie luksusy,bo takie rzeczy sa tylko dla mieszkancow Kapitolu,ale ojciecdawno temu dostal go jako prezent za wspaniale wykonana robote. Z prawie calego matka dala sobie zrobic szlafrok,a resztki wykorzystala do ozdoby tego lustra. Calosc wyglada wyjatkowo tandetnie i glupio.
      Nienawidzialm tej kobiety. Zawsze,od kiedy pamietam krzyczala na mnie za byle co i rzucala wyzwiskami na prawo i lewo. Gdy tylko powiedzialam cos co wedlug niej bylo obelga,wpadala w szaf. Bila mnie wtedy batem,a kiedy krzyczalam, ona dokladala mi wiecej bolu zalewajac moje rece goracym wrzatkiem. W takich chwilach nie potrafilam ukryc lez,choc bardzo rzadko plakalam,i dobrze. Szczerze nie lubilam tych slonych kropelek wyplywajacych y oczu, a potem sciekajacych po policzkach. Zawsze ,gdy wiedzialam ze plyna,czulam ,ze bjestem slaba i nigdy sobie nie poradze.
      Na szczescie mialam jeszcze ojca,Louise i Daive'a. Tylko dla nich zylam. Tat bardzo mnie kochal. Wiedzialam to choc nigdy mi tego nie powiedzial. Codziennie pracowal w elektrowni do pozna,dlatego rzadko go widywalam.Lecz gdy tylko byl w domu ,nie moglam sie nim nacieszyc. Kiedy bylam mala,jeszcze przed narodzinami Louise,ojciec nie pracowal tyle ile teraz. Zawsze w niediele zabieral mnie na spacery po dyskryktowych lakach i opowiadal piekne historie.Nie wiem czy byly prawdzwie,ale wtedy bardzo w nie wierzylam. Szczerze mowiac ,chyba nadal wierze. Tamte chwile wspominam jako najszczesliwsze w moim zyciu.Nie liczac oczywiscie narodin mojego kochanego rodzenstwa.
      Spojrzalam w lustro. Ujrzalam w nim 15-letnia niska dziewczyne w dlugich,kreconych, rudych wlosach. Postura zwyczajna. Twarz byla pociagla i blada. Bardzo przypominala lisia. Prze z nia i moje wlosy, dostalam przezwisko Liszka. Nie bylo obrazliwe,a nawet mnie smieszylo. Nieraz sama siebie tak nazywalam. Jedynym co podobalo mi sie w mojej buzi byly wielkie, zielone oczy oraz masa piekow. Wydawalo mis ie ,ze dodaja mi one odrobine uroku,choc wcale nie uwarzalam ze jestem ladna.
      Nie chcialam zeby matka znow zaczela sie na mnie wydzierac,wiec szybko zalozylam bardzo zniszczone,czarne spodnie i granatowy sweter. Przeczesalam jeszcze predko moja ruda grzywe i wybieglam z lazienki
      Na sniadanie nie mialam co liczyc. Gdy weszlam do salonu matka w najlepsze lezala na i tak juz zniszczonej kanapie.
 - Zrob mi cos do jedzenia. I to juz-rozkazala
''Co za okropne babsko''pomyslalam,ale podeszlam do skrytki, w ktorej trzymalismy chleb. Rzadko cos w niej bylo, dzisiaj jednak lezal tam pokazny bochenek chleba.
Kochany ojciec. Cale swoje pieniadze wydal na ten  chleb.
      Siegnelam po tepy noz, jedyne jaki mielsmy i posmarowalam kromke dla matki. Zrobilam tez jedna dla Louise. Wiedzialam, ze Daive to spich i na pewno jeszcze spi,dlatego dla niego na razie nie robilam. Tylko gdzie ta moja siostra?
 - Louise! Choc! Mam sniadanko!-zawolalam
  Brak odpowiedzi.
 - Siostrzyczko ,chodz!
 Nadal nic. Zaczelam sie troche niepokoic.
 -Louise, to nie jest smieszne! Chodz tu natychmiast!- krzyknelam
 Cisza. Teraz sie przestraszylam. Dlaczego sie nie odzywa? Moze cos jej sie stalo ? A moze to matka cos jej zrobila?
      Nie myslac juz o niczym ruszylam szybkim marszem do pokoju sisotry. Gdy miala reke na klamce w jej drzwiach,usluszalam cichutki jek.  To na pewno glosik Louise. Nacisnelam klamke.
Przerazilam sie. Louise siedziala w kacie pokoju obejmujac rekami kolana i plakala.
 - Boze, Louise dlaczego placzesz?-spytalam kucajac obok niej
Odpowiedzia byl jeszcze mocniejszy placz.
 - Siostrzyczko, powiedz mi co sie stalo- nalegalam
 Wreszcie podnisla wzrok. Miala piekne,wielkie, zielone oczy. Jak moje. Ale na tym konczylo sie nasze podobienstwo.
      Louise byla drobna, blond wlosa 10-latka. Co prawda,nie miala piegow ,ale nawet bez nich wygladala niezwykle uroczo.
     Jak ja ja kocham,pomyslalam.
 -Amy,ja nie chce cie stracic-wyjakala
 -Ale Louise przeciez mnie nie stracisz- odpowiedzialam szeptem.Zaczynalo mi sie zbierac na placz.
 - A jezeli wylosuja cie na dozynkach?- dopytywala sie dziewczynka
 Spojrzalam na nia smutno. Ja tez sie tego balam, okropnie sie balam,ale nie moglam tego po sobie poznac.
 -Nie siostrzyczko,nie wybiora mnie.
 -Ale jesli...-zaczela
 - To wtedy wygram to dla was. Ciebie,Daive'a i taty.
 Louise mocno mnie usciskala.
 -Ale chodz juz mala. Sniadanie czeka.Az dziw ze w ogole jest.-zasmialam sie
 Lousie zachichotata. W kuchni siedzial juz Daive.  Byl malych,pulchnym 5-latkiem z blond loczkami. Oczka mial blekitne jak niebo,dlatego bardzo przypominal mi aniolka. Czesto tak tez do niego mowilam.
     Chlopiec jadl juz kanapke.Wyraznie mu smakowala.Nic dziwnego,skoro tak rzadko posiadamy chleb.
     Gdy nas zobaczyl usmiechnal sie od ucha do ucha. Nieczesto widywalam go szczesliwego. Maly nie rozumial jeszcze co to sa dozynki,i dobrze. Niech na razie tak pozostanie. Podalam Louise kromke chleba , a ona usiadla przy malenkim stoliku na swoim ulubionym miejscu,obok brata.
     Nagle do kuchni weszla matka i jednym, sprawnym ruchem odebrala mojemy rodzenstwu kanapki. Nie moglam na to patrzec.
 -Mamo, czy moglabys zwrocic dzieciom kanapki? Sa bardzo glodne.-powiedzialam przestraszona. Jakiekolwiek zwrocenie sie do niej w inny sposob grozilo mi pozadnym laniem,a tego wolalam uniknac.I tak bylam juz ladnie poobijana.
   Zazwyczaj samo zwrocenie sie do niej konczylo sie batem. Tak tez stalo sie dzisiaj. Zasmiala sie ochryple i wycignela z tylnej kieszeni spodni przedmiot przypominajacy pejcz. Wiedzialam co mnie czeka. Zdazylam jeszcze krzyknac do dzieci aby uciekaly,a w nastepnej chwili poczulam na policzku goraca krew. Upadlam na kuchenna posadzke. Procz tego,dostalam 3 uderzenia. Jedno w oko, dwa w uda.
 -Jak smiesz do mnie mowic takim tonem?Wynocha gowniaro! Nie chce cie tu wiecej widziec-wrzeszczala matka
      Nie chcialam dostac batem jeszcze raz,wiec zaczelam powoli colgac sie do drzwi wejsciowych.Bol mnie oslepial,nie bylam w stanie robic innych ruchow. Gdy doszlam do framugi drzwi kuchennych,powoli, bardzo powoli sprobowalam stanac na nogach. Nie chcialm zeby dzieci widzialy mnie w takim stanie. W tym celu postanowilam zobaczyc rany.Balam sie tego co zobacze. Matka juz wiele razy mnie bila, zdaje mi sie jednak ze ciosy,ktore przed chwila dostalam byly jedne z tych gorszych.
       Ostroznie dotknelam dlonia lewego oka. Jego okolice byly mocno spuchniete,nawet sine,ale na szczescie z tamtad nie leciala krew. Drugim okiem zerknelam na uda. Material ulubionych spodni byl rozdarty, noga jeszcze bardziej obrzmiala niz oko. Z jednego z rozciec powoli saczyla sie krew. Na tyle szybkim ruchem,na ile pozwolil mi bol,starlam posoke reka.
   Nagle zza drzwi kuchennych wyszla matka.
 -Co ty tu jeszcze robisz?Mowilam ci idiotko, ze masz sie stad wynosic- krzyknela
 -Ide juz,mamo,ide-szepnelam otwierajac frontowe drzwi
  

Obserwatorzy