poniedziałek, 15 czerwca 2015

ROZDZIAŁ 8

 Na wstępie chciałam bardzo przeprosić wszystkich moich czytelników za tak niewyobrażalnie długą przerwę. Od tamtej pory, czyli od około 2. lat zmieniło się bardzo dużo... i tak naprawdę zapomniałam o tym blogu, nie miałam w ogóle weny na pisanie czegokolwiek. Bardzo mi przykro z tego powodu. Niezmiernie cieszę się jednak, że są osoby, które mimo mojej bardzo długiej przerwy wchodziły tu codziennie i sprawdzały czy przypadkiem nie dodałam nowej notki. To jest niesamowite, nie wiecie nawet jak bardzo zaskoczona byłam gdy weszłam na stronę, a tam aż tyle wyświetleń i komentarzy. Zaskoczona, wzruszona i szczęśliwa. Chciałam bardzo podziękować tym właśnie o to czytelnikom, bo nawet nie wiecie jak bardzo mnie to zmotywowało by wziąć się jednak w garść i zacząć pisać na nowo. Mam nadzieję, że tym razem nic nie stanie mi na drodze kontynuowania historii Liszki.
Chciałam na koniec powiedzieć, że nie tylko ilość wyświetleń i komentarze zmobilizowały mnie do pracy. Miałam wielkie wsparcie mojego przyjaciela. Przyjaciela, który jest dla mnie dla brat, który zawsze mnie wspiera i na którego zawsze mogę liczyć. I to właśnie jemu chciałabym zadedykować ten rozdział. Bez jego pomocy pewnie nigdy by go tu nie było. Wiem, że to czytasz braciszku. Strasznie Cie kocham.                                                                                

                                                                                                                ~ Twoja siora

Życzę miłej lektury, mam nadzieję, że się spodoba.

 - To co sądzisz o innych trybutach?- zapytała dziewczyna.
 Zamyśliłam się. Co ja myśl, o innych trybutach? Uważam, że  zawodowcy to okropne świnie, czekający na pierwszą lepszą okazję aby nas pozabijać, Logan to bezczelny dupek z pięknymi wielkimi, zielonymi oczami, chłopak z Dziewiątki to przystojny psychopata, dziewczynka z Jedenastki to mała, ale odważna trybutka, która może jeszcze namieszać, a Katniss Everdeen może być naprawdę sympatyczna. A ty, Clove, też wydajesz mi się miłą osobą, ale boję się, że gdy tylko odwrócę się wbijesz mi boleśnie nóż w plecy.
- Ziemia do Amy! Wszytko gra?- uśmiechnęła się Clove.
- Eee, tak. Przepraszam, trochę się zamyśliłam- odparłam.
Dwójka przyjrzała mi się dokładniej.
- To co sądzisz o innych trybutach?
- Niektórzy mi się nie podobają, ale pozostali wydają się sympatyczni. Jestem pewna, że nie będę potrafiła ich zabić- teraz to ja spojrzałam jej szczerze w oczy, lecz ona speszona spuściła wzrok.
Wiedziała, że mówiłam o stylu bycia zawodowców. Oni zabijali wszystkich wkoło z uśmiechem na twarzy, a ona teoretycznie była jednym z nich.
     Nagle dziewczyna podeszła do mnie bliżej i spojrzała mi w oczy. W jej brązowych, jak dotąd łagodnych tęczówkach, widziałam złość mieszaną ze strachem. Choć sama się trochę wystraszyłam nie chciałam w żaden sposób tego pokazywać.
- Ja też nie chcę zabijać, rozumiesz?- warknęła Dwójka- Nie chcę.
I odeszła w stronę zawodowców. Stałam, nie mogąc się poruszać. Powoli analizowałam to co przed chwilą usłyszałam. "Ja też nie chcę zabijać" rozbrzmiewały mi w głowie jej słowa. " Nie chcę." Czyli była do tego zmuszona? Nie wiem. Zabijać.
    Nagle zdałam sobie sprawę co znaczy to słowo. Uśmiercić drugiego człowieka. Wypuścić duszę z ciała.
   Nie, ja tego nie zrobię. Przysięgam, że nigdy nikogo nie pozbawię życia.
    Z mętlikiem w głowie powróciłam do rozpalania ogniska, ale kompletnie mi nie szło, więc udałam się do stanowiska kamuflażu. Stał tam tylko jeden jasnowłosy chłopak. Poznałam go. Był to trybut  z Dwunastego Dyskryktu. Zadziwiła mnie jego praca. Ręka chłopaka wyglądała dokładnie tak samo jak pień drzewa.
  Przyglądałam się jeszcze chwilę jego poczynaniom, ale w końcu trybut mnie zauważył.
- Chciałabyś spróbować?- zapytał z uśmiechem
- Nie, ja... nie potrafię- zająknęłam się, ale zaraz się roześmiałam- jestem pełna podziwu dla twojej pracy.
 Chłopak również się roześmiał.
- Dzięki. I na pewno umiesz, tylko o tym nie wiesz. A tak w ogóle, jestem Peeta.
- Liszka- przedstawiłam się, ale zaraz się poprawiłam- znaczy Amy.
- Haha, w takim razie Amy czy Liszka?- spytał rozbawiony chłopak.
- Amy, ale wszyscy mówią na mnie Liszka i często się mylę- przyznałam.
Spojrzał na mnie pytająco.
- Czemu Liszka?
- Och, przez moją lisią urodę- wskazałam palcem moją twarz i włosy- no i może przez niesamowity spryt- dodałam, ale po chwili zdałam sobie sprawę z tego powiedziałam. Zakryłam usta dłonią i wytrzeszczyłam oczy.
- O matko, wygadałam się.
 Trybut zaczął się śmiać, a ja spojrzałam na niego wzrokiem bazyliszka.
- Przepraszam, ale rozbawiła mnie twoja mina. Nie musisz się martwić. Nie zamierzam wykorzystywać tej wiedzy przeciwko tobie. Nie mam zamiaru cię zabijać. Tak naprawdę w ogólnie nie mam zamiaru zabijać..-na chwilę zawiesił głos jakby się nad czymś zastanawiał.
 Przyjrzałam mu się badawczo. W jego niebieskich jak dno oceanu oczach wyraźnie widać było smutek i przygnębienie. Widocznie jemu, tak jak mnie i pewnie większości trybutów myśl zwiazana z Głodowymi Igrzyskami powodowała ból i rozpacz. Po chwili jednak na twarzy Peety znów pojawił sie szeroki uśmiech i powiedział:
 - A jeśli chodzi o twój wygląd, to mnie osobiście bardzo się podoba.
 Spojrzałam na niego zawstydzona i zarumnieniłam się.
 - Daj spokój. Jestem okropna, ale miło że myślisz inaczej. Chłopak uśmiechnął się do mnie promiennie i puścił oczko.
 - Chodź, nauczę cię kamuflażu- zaproponował, zmieniając temat.
 - No dobrze- zgodziłam się niepewnie.
    Przez następną godzinę Peeta, pokazywał mi jak skutecznie się maskować, a ja przez kolejną próbowałam stosować się do jego rad, jednak nie bardzo mi wychodziło. W tym czasie rozmawialiśmy o życiu w dyskryktach. Chłopak opowiadał jaka bieda i głód panują w Dwunastce. Ludzie codziennie giną z braku jedzenia i zamarznięcia. Dzieci bardzo często widuje się żebrające na ulicach. Gdy o tym myślałam, zimny dreszcz przeszedł mi przez plecy. W piątce także się nie przelewało, ale zazwyczaj znalazło się coś, by zaspokoić nieznośny głód. U nas w domu, to matka wyjadała wszystkie zapasy, dlatego chodziłam na łąkę i z czasem  nauczyłam się rozpoznawać rośliny jadalne. Dzięki temu, mimo że chodziliśmy z pustymi brzuchami, zawsze mieliśmy co jeść.
   Peeta mówił też o tym jak wygląda jego praca w piekarni. Jego dwaj braci zajmowali się pieczeniem najróżniejszych chlebów, bułek i rogalów, on natomiast robił i zdobił torty. To dzięki temu tak umiejętnie opanował sztukę kamuflażu. Ja wspomniałam o moim codziennym życiu, o tym jak chodzę do szkoły i jak zdobywam pożywienie. Gdy rozmowa zeszła na temat rodzeństwa, wyraźnie spochmurniałam. Próbowałam to zatuszować, przybierając dobrą minę do złej gry, ale Peeta od razu mnie przejrzał.
 - Amy, co jest? - spytał. Spojrzałam w jego niebieski oczy. Malowała się w nich troska i zakłopotanie.
 - Nic, wszystko w porządku.- skłamałam
 - Och Liszko, przecież widzę że coś nie tak. Powiedz co cię trapi.
Łypnęłam na niego spode łba.
 - Hej Liszko, powiedz o co chodzi- ponowił prośbę trybut. Spojrzałam na niego jeszcze raz. Czułam, że mogłam mu ufać.
 - Chodzi o to... że tęsknię za moim rodzeństwem. Bardzo je kocham, a wiem, że już nigdy ich nie zobaczę...- wypuściłam powietrze z płuc- Martwię się, co z nimi będzie.
 Zaczynało mi się zbierać na płacz. No nie. Muszę się opanować. Jeszcze tego by brakowało, żebym okazała taką słabość. I tak wszyscy trybuci uważają mnie za słabeusza. 
    Głęboko odetchnęłam i otwarłam ledwo zauważalnie pierwszą łzę. Spróbowałam dzielnie uśmiechnąć się, ale chyba mi nie wyszło, bo Peeta podszedł i przytulił mnie. Poczułam przyjemne ciepło rozchodzące się po całym ciele. W jego silnych ramionach czułam się miło i bezpiecznie.
 - Spokojnie, Liszko. Nie martw się. Wszystko się jakoś ułoży, naprawdę- uspokajał mnie- Pomogę ci. Pomogę ci przeżyć.
  Dopiero po chwili zorientowanym się co to oznacza. Nie mogłam na to pozwolić. Chciałam stanowczo zaprotestować i już otwierałam usta, by wyrazić swój sprzeciw, gdy usłyszałam głośny wrzask i nagle zapadła ciemność.

Obserwatorzy