środa, 21 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ 2

Hej.Rozdział 2.Bardzo przepraszam ,tak tak długo,ale są wakacje i tak nie mam czasu pisać:) Nie wiem czy ktoś to w ogóle czyta ,ale jeżeli czyta to naprawdę prosiłabym o komentarze:) Dla Was jest to minuta,a dla mnie opinia,która jeżeli będzie to potrzebne, pomoże mi zmienić bloga i notki. Być może troche przedłużam ,no ale cóż.Tak mi sie wymyśliło xd
No to zaczynam :D
xoxoxoxo

_____________________
      Był słoneczny ranek.Ciepłe powietrze uderzyło moja twarz. Wstydziłam sie wyjść tak posiniaczona i pokaleczona do ludzi,ale wolałam być na dworze niż w domu. Poza tym matka i tak by mnie na razie nie wpuściła. Musi minąć jej złość. O dzieci nie musiałam sie martwic.Wiedziałam ,ze jeśli nie będą wychylać nosa ze swojego pokoju,mamusia nic im nie zrobi.
''Liszko,dasz rade'' powtarzałam co chwile, z trudem idąc drogą główną.
Po chwili przypomniałam sobie w spodniach miałam pare groszy. Sięgnęłam więc do kieszeni,sprawdzić czy nadal tam są. Były. " Mogę kupić dzieciom coś do jedzenia .Jeżeli tylko zdołam dojść na piekarni" pomyślałam z nadzieją.
      Niestety, ból był tak potworny, że po 50 metrach musiałam przytrzymać się stojącego nieopodal drągu, bo bym upadła. Byłam słaba po utracie krwi.
      Nagle,zobaczyłam idącego w moją stronę chłopaka. Był wysokim szatynem o groźnym spojrzeniu i drwiącym uśmieszku. Poznałam go. To mój prześladowca ze szkoły. Zawsze, gdy próbowałam zdobywać znajomych byłam miła i koleżeńska, ale nie wszyscy tak to odbierają. Na przykład on i jego banda. W szkole wyśmiewają się i drwią ze mnie. Kiedyś słyszałam, że mówią na niego Logan.
 - Hej Wiewióra, nic ci nie jest?-zawołał z kpiną.
Szybko spuściłam wzrok.
 -Czuję się świetnie-poczułam złość, której wcześniej nie odczuwałam.
 -No jasne, tryskasz zdrowiem. Hej, poczekaj-krzyknął za mną, gdy próbowałam odejść. Jego głos był tak różny od tego, który zawsze słyszałam w szkole, że momentalnie się odwróciłam. Natrafiłam na jego duże, zielone oczy. "Podobne do moich" przemknęło mi przez myśl, ale od razu się zganiłam. "Liszka, przed tobą stoi twój wielki wróg, a ty sobie o jego oczach myślisz. Oszalałaś "
 -Co? Chcesz się ponabijać? Bardzo proszę-fuknęłam.
Ku mojemu zdziwieniu wydawał się zdezorientowany i zagubiony.
- Nie. Echh nie wiem jak to powiedzieć. Ja...chcia..chciałem cię przeprosić- wyjąkał.
Dobra. To było dziwne. Ale jakimś cudem wydawało mi się prawdziwe.
- Przepraszam, że się z ciebie wyśmiewałem Amy- kontynuował. Bardzo zaskoczył mnie tym, że zna moje imię.- Naprawdę przepraszam- zobaczyłam w jego oczach smutek.
 On mówił prawdę. Czułam to. Nie wiedziałam co powiedzieć. Wybaczyć? Odejść bez słowa? Nie, to nie w moim stylu.
 - No dobrze.- odpowiedziałam ostrożnie. Logan wyglądał na zadowolonego.
- Hej, pomogę ci- zaoferował się.
Nie chciałam jego pomocy. Mimo że, przeprosił mnie, nie ufałam mu. Bałam się, że gdy tylko mnie dotknie, przewróci na ziemię ,a tego bólu już bym nie zniosła.
Liszko, może powinnaś mu zaufać, w końcu przeprosił za swoje czyny- odezwał się dobry głosik w mojej głowie.
Amy, nawet nie próbuj. Ten chłopak był,jest i zawsze będzie twoim wrogiem. Choćby nie wiem co robił , nie ufaj mu.- zaprotestował zły głosik.
Z natury nie byłam złośliwa, ale tym razem posłuchałam złego głosiku.
 - Nie, naprawdę nie potrzebuję pomocy. Dam sobie radę sama- powiedziałam twardo.
 - Na pewno? Twoje nogi nie wyglądają za dobrze, oko zresztą też.
 Gdy to powiedział, spojrzałam zdrowym okiem na swoje uda. Na szczęście krew przestała lecieć, lecz opuchlizna była widoczna. I to bardzo.
- Tak, na pewno. Muszę już iść, sam rozumiesz. Dziś dożynki, a ja muszę jeszcze się przebrać- próbowałam się uśmiechnąć, ale wyszedł mi grymas. Połączenie myśli o Igrzyskach i bólu- Nar razie.
 - Ah no tak. Dzisiaj dożynki. Na śmierć zapomniałem. To do zobaczenia- krzyknął na odchodnym ze śmiechem. Patrzyłam za nim do momentu, gdy zniknął mi z pola widzenia.
      Ruszyłam powoli dalej. Właściwie to ciągnęłam nogi za sobą, bo nie miałam siły na nic więcej. Nie czułam już bólu, tylko zagłębiłam się w myśli.
Jak on mógł zapomnieć o dożynkach? Jak można się z tego śmiać. No tak. Przecież on był dzieciakiem z miasta i nigdy nie musiał pobierać astargali. W przeciwieństwie do mnie. Mnie, która miała 27 kartek w puli. Logan nie musiał się martwić, że trafi na arenę. To było bardzo mało prawdopodobne. Ja niestety miałam szanse. Gdybym została zmuszona do wzięcia udziału w Głodowych Igrzyskach, co by się stało z Louise i Daive'm ? Czy matka byłoby w stanie ich uderzyć? Z pewnością, choć do tej pory biła tylko mnie.
 Z rozmyśleń wyrwał mnie głośny głos mężczyzny. Podniosłam wzrok i zobaczyłam starca  prowadzącego powóz wiozący mąkę.
 - Jak łazisz ruda?!- krzyczał ze złością- Bym cię przyjichał i dopiro by było!
Mówił dziwnie, lecz było to u nas normalne. Dawno temu w piątym dyskrykcie była inna mowa. Dopiero po latach , wykształcił się tu zwyczajny język. "Gwary Piątki" używali już tylko niektórzy, którym trudno było przestawić się na "mowę nowoczesną".
 -Bardzo pana przepraszam- bąknęłam i natychmiast się skrzywiłam, bo uda rwały niemiłosiernie, a każde wypowiedziane słowo powodowało większy ból.
 Starzec przyjrzał mi się dokładniej.
- Młodziak z ciebie jeszcze. Dożynki akurat. Ja cię przeprosić muszę. Idź z Bogiem. I niech los zawsze ci sprzyja!- pozdrowił mnie i odjechał.
      Dzisiaj to już wszystkim serca miękną. Dla mnie dzień dożynek był najgorszym dniem w ciągu roku. Na szczęście Louise i Daive są jeszcze za mali, więc na razie martwiłam się tylko o siebie.
  Nareszcie doszłam do piekarni. Z trudem poprosiłam trzy pszenne bułki. Tylko na tyle starczyło mi pieniędzy, ale wiedziałam, że dzieciaki ucieszą się nawet z tego. Poza tym matka nie wpuściłaby mnie do domu gdybym niczego nie przyniosła, a żebrać nie mam ochoty.
 Po jakiejś godzinie stałam ponownie przed naszymi drzwiami. Ostrożnie i po cichu weszłam do domu. Gdy tylko dzieci usłyszały trzaśnięcie drzwi, na milimetr wychyliły główki z pokoju. Kiedy mnie ujrzały, były uradowane. Uśmiechnęłam się do nich lepiej jak pozwalał mi ból. Na szczęście był już mniejszy, ale i tak mocno go odczuwałam. Machnęłam do nich, żeby weszli z powrotem do pomieszczenia, a ja powlokłam się do salonu, w którym najprawdopodobniej siedziała matka. Szybko schowałam jeszcze dwie bułki pod bluzkę, a potem weszłam do pokoju. Tak jak myślałam, mamusia leżała na kanapie i objadała się naszymi ostatnimi zapasami na czarną godzinę.
      Patrzyłam na nią z obrzydzeniem. Była gruba i tłusta. Miała siwe, splątane kołtunami włosy i szare i zimne oczy. Wyglądała na o wiele starszą niż była w rzeczywistości. Nie wiem jak mój ojciec mógł się z nią ożenić. Miał przecież złote serce in zasługiwał na kogoś lepszego.
 Matka w końcu mnie zauważyła.
- Czego się gapisz? Jeżeli nic mi nie przyniosłaś, to możesz pożegnać się z tym domem i ... - tu uśmiechnęła się przerażająco i pogłaskała swoimi okropnymi paluchami bat, leżący na stole obok.
 - Przepraszam cię mam, ale starczyło mi pieniędzy tylko na to- wyjęłam bułkę i podałam jej. Jak zwykle skłamałam. Byłam w tym mistrzynią. Od zawsze wszyscy mi wierzyli w cokolwiek im mówiłam. Akurat z tej cechu byłam wyjątkowo dumna.
 - Masz szczęście, że nie jestem głodna- odparła matka- Teraz wynocha z pokoju. I zajęła się obgryzaniem paznokci. Odeszła bez słowa zniesmaczona.
 Gdy tylko weszłam do pokoju dzieciaków, rzuciły mi się na szyję.
- Amy, nic ci nie jest? - zapytała Louise
- Nie martwcie się o mnie, wszystko będzie dobrze- powiedziałam uspokajając rodzeństwo- tylko potrzebuję okładu.
 Daive podszedł do szafki i wyciągnął z niej pudełko z napisem "kredki". Oczywiście w środku nie było żadnych kredek- nie stać nas było na takie luksusy- tylko liście, które przykładałam zawsze do rany zadanej przez matkę. Chłopiec włożył jeden do ust, a następnie przyłożył na opuchliznę na nodze. Aż jęknęłam z ulgą. One zawsze pomagały.
- Ach, dziękuję aniołku. Byłbym zapomniała- wyciągnęłam spod koszulki pieczywo- to dla was.
- Liszko, dziękujemy!- krzyknęły rozradowane dzieci. Od razu napchały bułkami bułki. Nagle Louise przestała jeść i spytała z niepokojem.
- Amy, a ty masz jedzenie?
- Tak, siostrzyczko. Jedz spokojnie.- zapewniłam
- Kochamy cię- powiedziały jednocześnie dzieci ,a mnie zakręciła się łezka w oku.
- Też was kocham, szkraby- szepnęłam i wtuliłam się w ich małe ramionka. Louise pachniała pomarańczami ,a Daive truskawką. Uwielbiałam te zapachy.
 - Dobrze, już dobrze. Ale muszę iść się przebrać na dożynki. Jeżeli mam pojechać do Kapitolu, to chcę ładnie wyglądać, chociaż z tymi opuchliznami to chyba niemożliwe- zażartowałam, wychodząc z pokoju. Tak naprawdę, to w ogóle nie było mi do śmiechu.

9 komentarzy:

  1. bardzo mi sie podoba, tylko napisalas, ze napchaly bulki bulkami i ze ma 27 kartek, a wczesniej pisalas, ze 26 :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki:) No i właśnie wczoraj zauważyłam z tymi bułkami xd zaraz poprawię :)) a z tymi kartkami to na serio ? ^^ Muszę sprawdzić :DD
      I jeszcze raz dziękuję i zapraszam na następne rozdziały ;33

      Usuń
  2. "Z trudem poprosiłam trzy pszenne bułki. Tylko na tyle starczyło mi pieniędzy" chyba AŻ na tyle :p głodują, cieszy się z chleba, po czym znajduje sobie drobne w kieszeni i kupuje bułki
    "gruba i tłusta", gruba=tłusta
    Pisałam już o matce w komentarzu pod poprzednim rozdziałem, ale muszę napisać i tu; CO ZA MATKA BY SIĘ TAK ZACHOWYWAŁA?! i co za rodzina by to akceptowała?
    Jakim cudem pachnieli truskawką i pomarańczą?
    Zakładka bohaterowie: nigdy mi się nie podobała ta idea i nigdy mi się nie spodoba. Pozwól czytelnikowi samemu wyobrazić sobie bohaterów, samemu dowiedzieć się czegoś o nich, a nie z zakładki!
    Mam drobną sugestie, jak możesz, wyłącz weryfikacje obrazkową, strasznie wkurza :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na śmierć bym zapomniała, ten chłopak. Nie podoba mi się, nagle robi się wielce szarmancki i pomocny, chociaż jest jej wrogiem.
      I błagam, nie rób z tego miłosnej historii, proszę!

      Usuń
    2. Hej:)
      No to tak. Z tymi bułkami xd. Rodzina Liszki nie było żadnym razie bogata, ale nie było okropnie biedna. Z tego co wiesz, ojciec Amy pracował w elektrowni i z tego coś tam zarabiał. Liszka nauczyła się rozpoznawać rośliny jadalne, dlatego, że to ich matka wszystko wyżerała, a dzieci w tej sytuacji były głodne. Amy nie mogła dopuścić by głodowały :)
      Dzięki za te synonimy :) Nieraz nie pomyślę i wychodzi klops ;3
      Ich matka :)) W poprzednim komentarzu wyjaśniłam Ci dlaczego ^^ bojąca się rodzina.
      Nie wiem jak xd
      Z tymi bohaterami to z jednej strony masz rację , a z drugiej nie.
      To czy zakładka jest potrzebna to zależy od ludzi. Jedni, jak ja, chcą wiedzieć jak wyglądają bohaterowie. Ja np. zawsze kiedy czytam jakieś blogi, to od razu sprawdzam czy jest zakładka "bohaterowie". Lubię wiedzieć jak wyglądają, bo potem jakoś się nie mogę skupić na opowiadaniu. Drudzy, myślę, że jak ty, wolą sami sobie wyobrażać postacie.
      Są 2 rozwiązania. Albo po prostu skasuję zakładkę, czego nie chcę, albo Ci którzy wolą sami je sobie wyobrażać , nie wejdą w tą zakładkę.
      Och pewnie, że ją wyłączę, ale nie wiem jak :) Więć jak wiesz, to prosiłabym żebyś mi powiedziała :)
      No Logan. Spokojnie. Nie musisz się martwić, nie zrobię z tego miłosnej historii ;3 Mam inny plan :)
      Pozdrawiam i zapraszam na kolejne rozdziały.
      Amy<3

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nic dodac, nic ując SUPER

    OdpowiedzUsuń
  5. fajne, ale śmieszne jest to, jak oparła się o pobliskiego pręta. Co oni tam mieli wystające pręty co pół metra?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hhahahhhaahahhahahah xd Hahahahahahaha xd omg...Katka rozbawilas mnie do łez :')

      Usuń

Obserwatorzy