czwartek, 19 września 2013

LIEBSTER BLOG AWARDS 2

     Nie wiem jak to się stało, ale zostałam nominowana do Liebster Blog Award 2 ;D Ogromnie się z tego cieszę i bardzo dziękuję  mockingjayonfire , która mnie właśnie nominowała ;*
Na początku trochę formalności :
"Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę” Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował."

Odpowiedzi na pytania:

1. Jaki jest Twój ulubiony gatunek literacki?
Hmm... kocham fantastykę, lubię też przygodowe i komedie. Nie cierpię za to takich typowych dla nastolatek. Totalne odmóżdżacze  ;3

2. Kolekcjonujesz coś?
Nie ;D

3. Jaki jest Twój ulubiony instrument muzyczny?
Zdecydowanie perkusja, ale bardzo podoba mi się też dźwięk gitary basowej. xd

4. Jakie jest Twoje ulubione zwierzę?
Kocham wszystkie zwierzęta, ale zdecydowanie najbardziej koty <3 ( R.I.P kocham Cię Felek. [*] )

5. Jaki jest Twój ulubiony przedmiot szkolny?
Biologia :D Ale bardzo lubię też niemiecki ;)

6. Czy lubisz deszczową jesień?
Nie cierpię. W ogóle nie lubię jesieni, poza tym jest zimno, mokro, a na dodatek mam dużą alergię na pleśnie i bardzo często wtedy choruję.
 
7. Wolisz kwiaty czy drzewa? Dlaczego?
Drzewa, choć kwiaty tez mogą być. Bardzo lubię lasy, a poza tym chętnie wspinam się na nie ;pp

8. Masz jakieś nietypowe hobby?
Nietypowe? Chyba nie.

9. Potrafisz cieszyć się z błahostek?
Zależy jakie to błahostki i jaki mam humor ;D

10. Co robisz, gdy Ci smutno?
Czytam i myślę o czymś zabawnym ^^

11. Jakich wad najbardziej nie lubisz u ludzi?
Nienawidzę kłamstwa pod każdą postacią. Nie lubię też ludzi też za pewnych siebie, zazdrości, fałszywości i płytkości. No i nie cierpię nachalność. Mam z nimi bardzo duże doświadczenie. ;//

Teraz blogi, które nominuję (kolejność przypadkowa) :
1. http://dramione-sheireen.blogspot.com/
2. http://dracohermiona.blogspot.com/
3. http://dramione-dwa-swiaty.blogspot.com/
4. http://diabelska-wpadka.blogspot.com/
5. http://4ever-dramione.blogspot.com/
6. http://dramionezakladomilosc.blogspot.com/
7. http://dramione-something-real.blogspot.com/
8. http://nowy-hogwart.blogspot.com/
9. http://dramione-the-magic-world.blogspot.com/
10. http://nox-dramione.blogspot.com/
11. http://dramione-spotkanie-po-latach.blogspot.com/

Moje pytania:
1. Dlaczego zaczęłaś pisać?
2.  Jaka jest Twoja ulubiona postać z Harry'ego Pottera?
3. Jaki jest Twój ulubiony przedmiot w szkole?
4. Jakiej muzyki słuchasz?
5. Jakich cech najbardziej nie lubisz u ludzi?
6.  Wiążesz swoją przyszłość z pisaniem?
7. Twój ulubiony film?
8. Twoje hobby?
9. Co Cię denerwuje ?
10.  Jakie książki najbardziej lubisz czytać?
11. Masz jakąś fobię? Jeśli tak, to jaką?

sobota, 14 września 2013

ROZDZIAŁ 5

Siema ;* Rozdział 5 już jest :) Nie jestem z niego zadowolona. Jest nudny i nic się w nim nie dzieje, ale musi być bo bez niego nie powstałyby inne rozdziały :D
Chciałabym poinformować jeszcze raz, że jeżeli macie jakieś pytania  lub coś to śmiało piszcie na gg nr.48592902 lub na email : panieverdeen@gmail.com.
Chciałabym również bardzo podziękować za przeszło 600 wyświetleń i Wasze bezcenne komentarze! Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy :))
I ostatnie. Apeluję o komentarze,komentarze i jeszcze raz komentarze! Dzięki nim mam motywację by pisać dalej :D Więc :
                                                CZYTASZ = KOMENTUJESZ
A teraz nie przedłużam i zaczynam ;33
Do następnej notki
Amy <3
_____________________________________________________________

   Obudził mnie głośny i męski głos.
 - Amy! Stella mówi, że kategorycznie musisz już wstać!
 To głos Logana. Z pewnością głos Logana. W końcu nie ma innego chłopaka w pociągu, nie licząc oczywiście niemowych awoksów.
 - Tak- burknęłam tylko i zakopałam się głębiej w pościeli. Ach, jak bardzo chciałabym żeby to był zły sen. Żebym tak naprawdę nie trafiła na Głodowe Igrzyska. Żebym teraz leżała w swoim niewygodnym, twardym łóżku. Ale nie, to wszystko prawda. Byłam trybutką z Piątego Dyskryktu i spałam w wielkim, miękkim łożu  z baldachimem.
   Zdałam sobie sprawę, że leżę tak z 10 minut, a wiedziałam, że jeżeli za chwilę nie pojawię się w jadalni, Stella dostanie apopleksji, jeżeli już jej nie dostała. Oczywiście uwielbiałam ją denerwować, ale nie potrzebowałam dodatkowych krzyków.
  Niechętnie zwlekłam się z łóżka i głośno stąpając bo włochatym dywanie poszłam do łazienki.  Nie chciało mis się wchodzić po prysznic, dlatego skorzystałam z wanny. Nalałam gorącej wody aż po brzegi i powlewałam  najróżniejszych płynów do kąpieli.
   Po chwili siedziałam już w jaccuzzi. Z zadowoleniem zamknęłam oczy. Było mi bardzo dobrze- parująca woda przyjemnie ogrzewała moje zziębnięte ciało, a bąbelki o miłych zapachach fruwały po całej łazience.
  Zaczęłam myśleć o dzieciach . Ciekawe co teraz robią? Czy są w szkole, jak co dzień? Czy mają co jeść? Na pewno. Na szczęście nauczyłam Louise rozpoznawać rośliny jadalne, a na naszych dyskryktowych łąkach jest ich tyle, że spokojnie można się nimi najeść. Jeśli wie się gdzie szukać, oczywiście.
  Nagle poczułam, że słone łzy zaczynają ściekać mi po policzkach. To dlatego, że myślę o dzieciach. O tym, że nigdy ich nie zobaczę, nie przytulę. Tak bardzo ich kocham! Nie chcę ich starcić. " Masz wyjście."-odezwał się cichutki głosik w mojej głowie- "Możesz wygrać". Nie. Nie mam szans zwyciężyć. Będę musiała walczyć z trybutami , którzy od dziecka szkolą się na zawodowców, trybutami, których ulubioną rozrywką jest zabijanie. Przejdźmy prawdziwe w oczy. Nie dam rady. "Wiem, że dasz radę." rozbrzmiał mi zrozpaczony krzyk Louise.
 Niestety nie. Nie wygram. Nie przeżyję. Umrę.
 Ta myśl nagle, stała się tak realistyczna, że zaczęłam się jej naprawdę bać. Próbowałam odgonić od siebie te nie miłe myśli. I udało mi się. Niestety efekt był inny od zamierzonego. Zaczęłam roztrząsnąć sprawę Logana. Całkiem często wdzierał mi się nie proszony do głowy. Nie wiedziałam co o nim myśleć. Zastanawiałam się nad jego postępowanie m wobec mnie. Najpierw prześladował mnie w szkole, potem przeprosił, a z tego co znam ludzi to szczerze. Wiedziałam to w jego oczach.
Następnie pomógł mi na dożynkach, gdy zemdlałam, a potem zafundował mi całkiem miły komplement. Czy rzeczywiście się zmienił? Wróg nigdy się nie zmienia, szepnął  głos w mojej głowie. Racja. Wróg nigdy się nie zmienia. Zawsze pozostanie chamski, chłodnym Loganem z pięknymi , wielkimi, zielonymi oczami.  Z niedbale, choć pociągająco ułożoną czupryną, z ostrymi rysami twarzy, podkreślającymi ładne kości policzkowe, z ..... Przestań! - warknęłam na siebie- co ty najlepszego wyprawiasz?! Stop stop stop. To twój wróg. Nawet jeżeli jest przystojny, to twój wróg. Nie zapominaj o tym.
        Z takim nastawieniem wyskoczyłam z wanny, owinęłam się ręcznikiem i wyszłam z łazienki. Podeszłam do łóżka, na którym, tak jak wczoraj leżały 3 zestawy ubrań. I tak jak wczoraj 2 były kompletnymi dnami , a jeden wyglądał normalnie. Oczywiście wybrałam ten trzeci. Po chwili miałam już na sobie czerwoną koszulę w kratkę, granatowe rurki i czarne botki z ciężką sprzączką. Szybko zrobiłam sobie luźnego warkocza i wyszłam z pokoju, szczelnie zamykając  drzwi.
      Wszyscy byli już dawno po śniadaniu, więc gdy tylko Stella mnie zauważyła, pisnęła:
 - Amy, szybko! Za chwilę będziemy w Kapitolu.
 Kompletnie o tym zapomniałam. Dzisiaj odbędzie się ceremonia otwarcie Igrzysk, a ja przed tym trafię do Centrum Odnowy, gdzie jacyś clowni będą mnie upiększać i stroić.
    Bez pośpiechu zamówiłam ciepłe bułeczki, jakieś wędliny, kiełbasę, pomarańczę i kubek gorącej czekolady. Po chwili posiłek przyniósł milczący mężczyzna.
 - To awoks- wyjaśniła opiekunka, zanim jeszcze zdążyłam coś powiedzieć- człowiek, któremu za karę odcięto język, aby już nigdy więcej nie przemówił.
 Zrobiło mi się słabo. Boże, jakie potwory robią coś takiego? Kto jest zdolny do takiego okrucieństwa? Kapitol, odpowiedziałam sobie od razu.
 - Amy, coś ci jest? Okropnie zbladłaś-  odezwała się zaniepokojona Dinah. Zerknęłam na nią. Dziś miała na sobie zwykłą, niebieską bluzkę z długim rękawem, jeansy i białe adidasy.
- Nie, wszystko w porządku- skłamałam i spróbowałam jeść, ale nic nie chciało przejść mi przez gardło.  Jak Kapitol może być tak bezlitosny? Dlaczego to robi? Bo jest Kapitolem, już znałam odpowiedź.
 Czułam na sobie wzrok Logana, lecz próbowałam nie zwracać na to uwagi. Byłam zła, że zaprząta mi mój umysł tak często.
  Próbowałam, coś przełknąć, ale w gardle pojawiła mi się podobna klucha , jak wtedy gdy żegnałam się z moim rodzeństwem , która mi to uniemożliwiła.
- Ja już dziękuję- powiedziałam, wstając od stołu i zostawiając na talerzu prawie nieruszony posiłek.
- Och, no trudno. Idźcie się teraz przygotować, ponieważ lada chwila będziemy w Kapitolu. Przecież musicie wyglądać olśniewająco! No już już! -rozkazała, wskazując palcem na nasz wagon.
 Znów mam się przebierać?- pomyślałam z niesmakiem. W domu ubierałam się rano, rozbierałam wieczorem i nigdy, przenigdy nie przebierałam się w dzień. Często nosiłam to samo ubranie kilka dni.  Gdy powiedziałam o tym Stelli, ona chwyciła si ę z a głowę i usiadła zszokowana, a ja z kpiącym uśmiechem skierowałam się w stronę mojego przydziału.  Uwielbiałam ją denerwować.
    Niespodziewanie przed moimi oczami zobaczyłam ciemność. Dopiero po chwili zrozumiałam, że ktoś zasłonił mi oczy dłońmi. Wciągnęłam powietrze. Czułam zapach imbiru i ziół. Kochałam tą woń. Kojarzyła mi się z domem. Nagle przypomniałam sobie w jakiej sytuacji się znajduję i szybko wywinęłam się z zasięgu rąk nieznajomego, tym samym odzyskując widzenie. Odwróciłam się i natychmiast utonęłam w zielonych tęczówkach Logana. Były piękne, naprawdę piękne, przypomniały mi dyskryktowe łąki, na które zawsze chodziłam z ojcem, gdy byłam mała.
To twój wróg, odezwał się cichy głosik. Wróg. To słowo rozbrzmiewało raz za razem w mojej głowie, coraz to głośniej i głośniej. Wreszcie zrozumiałam co to znaczy. Patrzę w oczy mojego wroga numer jeden, przez dobre kilkanaście sekund.
   Natychmiast spuściłam, wzrok i odwróciłam się, maszerując sztywno do przydziału.
Co ja robię- pomyślałam w duchu- Co ja najlepszego robię?
 Poczułam na swoim nadgarstku, żelazny uścisk. Wyrwałam się i zaczęłam biec nie oglądając się za  siebie.
 - Liszko, poczekaj- krzyknął Logan- proszę, musisz mnie wysłuchać.
 - Nic nie muszę-burknęłam, zwalniając. Tak naprawdę, chciałam by chłopak mnie dogonił. Byłam ciekawa co mi powie. I rzeczywiście, po chwili szedł już koło mnie.
 - Amy, spójrz na mnie- poprosił- muszę ci coś powiedzieć. Odwróciłam się i znów napotkałam jego oczy. Zawstydzona, szybko spuściłam wzrok. Po chwili jednak zakłopotanie zniknęło, a jego miejsc zajęła złość.
 - Mów co chcesz i znikaj- powiedziałam niezbyt miłym tonem, podnosząc wyzywająco oczy. Wydawał się zmieszany. Cały czas wykręcał sobie ręce i targał brązowe głosy i tak już nieułożone.
 - Chciałem...- zaczął z trudem- chciałem cię jeszcze raz przeprosić. Za wszystko.
 - A le ja ci już przecież wybaczyłam- odpowiedziałam zdziwiona i zniecierpliwiona zarazem.
 - Wiem, jednak przepraszam. Za wszystko w szkole. Ja...nie wiem dlaczego to robiłem. Chyba po to by wszyscy się mnie bali. To było głupie i bez sensu. Naprawdę przepraszam.
 - Wybaczyłam ci i jeszcze raz to robię- złość momentalnie ze mnie wyparowała. Obdarzył mnie promiennym uśmiechem i dodał.
- Może zaczniemy od początku? Jestem Logan i chciałbym się z tobą zaprzyjaźnić. Co ty na to?
Czemu nie- pomyślałam. To twój wróg, przypomniał mi głosik. Ale przeprosił- broniłam chłopaka. Co nie znaczy, że przestał być twoim wrogiem, odparł głosił. Ach, odczep się- warknęła w duchu.- Ja bee decydować co będę robić.
 - Jestem Amy, zwana też prze niektórych Liszką i zgadzam się- uśmiechnęłam się najładniej jak potrafiłam. Chłopak roześmiał się.
- W takim razie Amy, będziemy się przyjaźnić. Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę.- posłał mi szarmancki uśmiech, a ja spłonęłam rumieńcem
  Nagle weszła Stella.
- Wy jeszcze nie gotowi? Nie do wiary! Marsz do przydziałów i szykować się- krzyknęła.
 Posłałam jeszcze Loganowi przyjazny uśmiech i pobiegłam do pokoju. Nadal miałam przed oczami jego spojrzenie. Ono było takie...inne. Mimo wszystko w duchu, okropnie się cieszyłam na pogodzenie z chłopakiem. Czułam się jakoś lepiej ,gdy nasze relacje się poprawiły.
   I tym razem na łóżku leżały 3 komplety. Pierwsza składała się z bardzo długiej, kremowej sukienki na ramiączkach i czarnych butów na wysokim obcasie. W skład drugiego wchodziła zwiewna pomarańczowa sukienka do kolan i delikatne, białe sandałki, zaś trzeciego bardzo krótka i obcisła, złota z cekinami i klapkami w tym samym kolorze. Zdecydowanie najbardziej przypadła mi do gustu sukienka pomarańczowa i ją też założyłam. Rozczesałam włosy i wyszłam z przydziału.
      Z naprzeciwka wychodził właśnie Logan ubrany w elegancki, czarny garnitur i połyskujące buty. Włosy jak zawsze maił niedbale przeczesane.
- Wyglądasz pięknie- powiedział chłopak, a ja spłonęłam rumieńcem. Zauważyłam ,że  w jego towarzystwie całkiem często się to zdarzało.
- Ta sukienka ładnie podkreśla kolor twoich oczu- dodał tonem znawcy, jednocześnie puszczając mi oczko.
 - Zauważyłeś, że mamy takie same tęczówki?- zapytałam z uśmiechem
 Jak na zawołanie spojrzał mi w głęboko w oczy, a ja poczułam ,że moje kolana się uginają. Jego oczy. Były takie ładne.
 -Tak, zauważyłam- mruknął nie odrywając ode mnie wzroku.
 Było mi wstyd, że tak mu ulegałam. Chciałam coś zrobić, ale nie mogłam. Byłam jak zahipnotyzowana. Stałam jak słup soli i gapiłam się na Logana , a on na mnie.
 Po chwili jednak drgnął, odwrócił wzrok i powiedział ze śmiechem.
- Chyba musimy już iść, bo Stella dostanie zawału.
Odetchnęłam z ulgą i roześmiałam się. Ruszyliśmy do wyjścia.

                                              ***

       Byliśmy już na stacji w Kapitolu. Zza okien widać było setki różnokolorowych i dziwacznych ludzi. Zauważyłam, że najmodniejszym trendem była pofarbowana skóra na jakiś absurdalny kolor, rzęsy na 10 centymetrów i kocie wąsy.
 - Wychodzicie, wychodzicie!- Stella mocnym ruchem wypchnęła nas z pociągu. Oślepiły nas jasne światła, słychać było jakieś krzyki. Starałam się nie patrzeć na dziwaków, tylko iść do przodu.
 Po krótkim (choć mi wydawało się jakby była to cała wieczność) spacerze, weszliśmy do czarnego samochodu z przyciemnionymi szybami, który zawiózł nas prosto do wysokiego, szklanego budynki- Ośrodka Szkoleniowego. Później jakiś czarnowłosy awok zaprowadził nas do wielkiej windy, którą zjechaliśmy kilka poziomów niżej. Jazda niezbyt mi się podobała- wydawał mi się, że zaraz zwrócę wszystko, co zdołałam przełknąć na śniadanie. Na szczęście w końcu dojechaliśmy na miejsce i naszym oczom ukazała się olbrzymia sala ,poprzydzielana licznymi parawanami. Za każdym z nich znajdował się  specjalny stół, wanna, dziesiątki szafek i szafeczek z różnymi mazidłami oraz toaletka z dużym lustrem. Centrum Odnowy. Od razu zjawiały się przy nas dwie awoksy, które wzięła mnie i Logana z a ręce i pociągnęły w dwie różne strony.
 - Do zobaczenia później- zdążył krzyknąć jeszcze chłopak i zniknął za jednym parawanów.


                                                CZYTASZ=KOMENTUJESZ

środa, 11 września 2013

Prośba :D

Hej wszystkim :)
Dzisiaj post, ale nie odnośnie następnego rozdziału.
Od pewnego czasu czytam blogi DRAMIONE. Wiele już odwiedziłam i skończyłam i zabrakło mi już blogów do czytania. Znacie może jakieś fajne? Bardzo bardzo proszę!
Jeżeli tak ,to napiszcie adresy pod tą notką w komentarzach. A może macie jakieś swoje blogi?
Jeżeli tak, to jeśli by można to też poproszę o linki ;33 Chętnie zajrzę na każdy :))
Ach, no i kolejny rozdzialik pojawi się jakoś w sobotę ^^
No i jeszcze jedna sprawa.
Jeżeli macie jakieś pytania, albo po prostu chcecie pogadać to tu jest moje gg : 48592902 :P
Całusy
Amy <33

poniedziałek, 9 września 2013

ROZDZIAŁ 4

Hejo hej!  :) Przepraszam, że tak późno, ale jakoś nie mam czasu  xd
Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze! Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy ; 3
Chciałabym ten rozdział zadedykować mojej Klaudii, która czyta moje wypociny i komentuje <3 KC :*
I jeszcze jedno. Chciałabym zawrzeć taki pakt. Bardzo zależy mi na komentarzach od Was co sądzicie o mojej opowieści i dlatego wymyśliłam to.

                                          CZYTASZ = KOMENTUJESZ

Mam nadzieję, że w ten sposób zobaczę więcej wypowiedzi pod rozdziałami.
A teraz czas na ROZDZIAŁ 4 ! Krótki, ale cóż ;33
Pozdrawiam i całuję :)
Amy <3
_____________________________________________________________

- Liszko, hej Liszko!
- Dziewczyno, obudź się!
- Amy, co ci się stało?
- Lisico!
 Z trudem otworzyłam oczy. Ledwo rozpoznałam, kto nade mną klęczy. Brązowe włosy, nierówno ułożone, ostre rysy twarzy i wielkie, zielone oczy. Zupełnie jak moje. Akurat jego tu najmniej się spodziewałam.
 - Amy, nic ci nie jest?- w głosie Logana brzmiała wyraźna troska. Nawet nie próbował jej ukrywać.
 - Nie...ja tylko... trochę źle się poczułam- wymamrotałam
 Chłopak pomóg mi wstać, choć wcale tego nie chciałam. Liszko, pamiętaj,że to twój wróg- w mojej głowie odezwał się cichy głosik.
 Zgadza się, potwierdziłam w duchu, trzymaj się od niego z daleka.
 - Amy! Amy Price! Prosimy na scenę- z rozmyśleń wyrwał mnie piskliwy głos Stelli Moonlight. O nie. Nie. Nie.Nie. To się nie stało naprawdę. Nie. Tylko nie to. To był zły sen.
 - Dziecinko! Prosimy!
 Stało się. To się stało. To, czego tak bardzo się bałam. Jadę na Głodowe Igrzyska.
   Powoli zdrętwiała ze stachu, ruszyłam w stronę podestu. Czułam się tak jakby wbito we mnie tysiące igieł. Nie zważałam na to , że cała uroczystość jest nagrywana i puszczana w Kapitolu. Nie obchodziło mnie to to, że w ten sposób nigdy nie zdobędę  sponsorów. Po głowie błądziła mi tylko jedna myśl. Co się stanie z dziećmi, gdy umrę?
 - Choć kochana, zapraszamy!- zaświergotała Stella.
     Weszłam na scenę i obróciłam się w stornę tłumu. Były wpatrzone we mnie tysiące ludzi. Nie płakałam, całe szczęście. Byłam tylko przerażona i skamieniała przed starchem przed Igrzyskami. Strachem przed śmiercią.
 - A oto nasza tegoroczna trybutka! Brawa dla niej! - uśmiechnęła się zachęcająco opiekunka.
       Nikt nie klaskał. Było cicho jak makiem zasiał. To najlepsze co ci ludzie mogli zrobić.
- A teraz wybierzemy jednego młodego gentelmana- powiedziała zdezorientowana Stella. Nagle wszystko się zmieniło. Nie wiedziełam co się ze mną dzieje. Nie rozumiałam dlaczego to ja tu stoję. Nie słyszałam już żadnych głosów. Nie było nikogo. Tylko ja. W tamtej chwili czułam jedynie dziwną pustkę.
 - Halo, Amy! Chyba ktoś tu jest troszkę zdenerwowany- wybuchnęła głośnym śmiechem Stella, lecz nikt jej nie zawtórował więc szybko przestała i odchrząknęła.- Podaj dłoń koledze, kochanieńka.
 Powróciłam na ziemię. Ze zdziwieniem zauważyłam, żę mam spuszczony wzrok, a ręce splatam w cisnym uścisku.  Powoli obróciłam się i spojrzałam na chłopaka, który wyciągał do mnie rękę.
    Nie wierzę. Nie. To nie jest prawda.
 - Dalej Amy, podaj dłoń Loganowi- w głosie opiekunki dało się usłyszeć znieciepliwienie.
 Z trudem ścisnęłam  śródręcze (przyp.aut. ten synonim od "dłoń" znalazłam w słowniku xd) mojego dawnego prześladowcy. Nie patrzyłamw mu w oczy.
 - Wspaniale skarbeńki. Teraz wejdziemy do Pałacu Sprawiedliwości, gdzie będziecie mieć chwilę na pożegnanie z bliskimi- rzekła zadowolna Stella i popchnęła nas ku mosiężnych drzwi, znajdujących się za nami.

                                                    ***


- Amy, cio się dzieje? - pytał Daive wtulony w moje ramiona. Tym razem nie kryłam już łez.              Wiedziałam, że nigdy nie zobaczę mojego rodzeństwa, kochanego ojac, dyskryktowych łąk, które tak uwielbiałam. Nigdy nie powącham prawdziwych kwiatów, nie usłyszę opowieści taty.
 - Liszko, wygrasz. Wiem, że dasz radę. Umiesz posługiwać się nożem, rozpoznawać rośliny jadalne. Jesteś też bardzo sprytna- płakała Louise.
 Nic nie mówiłam. Nie mogłam wyduścić z siebie choćby jednego słowa. W gardle pojawiła się wielka klucha, pewnie przez ten płacz.
  Wiedziałam, że nie dam rady. Nigdy do nich nie wrócę. Gdy tylko o tym pomyśłam, zargnął mną tak okropny szloch, że nie mogłam się opanować. Ryczałam i krzyczałam. "Dlaczego Kapitolu? Dlaczego nam to robisz?!" Po chwili mój szał powoli się kończył.
 Dzieci ponownie zaczęły wmawiać mi ,że jestem silna i zwyciężę. Brednie.
 Nagle drzwi pokoju otworzyły się i wszedł groźnie wyglądający Strażnik Pokoju.
- Już, wynocha! Koniec pożegnań! - ryknął
 - Nie, nie zostawię Cię- wrzasnęła Louise, zanosząc się jeszcze większym płaczem.
 Spojrzałam błagalnie na mężczyznę.
- Proszę pana jeszcze o minutę. Błagam- jęknęłam. Przyjrzał mi się wyraźniej. W jego groźnych oczach zobaczyłam smutek i litość.
- Ale tylko o minutę i ani chwili dłużej- zgodził się po namyśle i zamkął dzrwi.
 "Bierz się w garść,Liszko"- upomniałam się w duchu. Otarłam ostatnie łzy i zaczęłam szybko tłumaczyć dzieciom jak mają zdobywać jedzenie.
- I pmiętajcie, że kocham Was najbardziej na świecie- zakończyłam. Czułam,że znowu zbiera mi się na płacz.
 - My tez cię kochamy- pisnął sepleniąc Daive i ścisnął moją szyję swoimi małymi rączakimi.
 Przyszedł Strażnik i siłą wyprowadził dzieci, wrzeszczące w niebo głosy.
 Zostałam sama. Nie na długo.  Drzwi "celi" ponownie się otworzyły i wszedł ojciec. W jego oczach widziałam niewyobrażalnie wielki ból i strach.
    Nic nie powiedział, tylko podszedł i mocno przytulił. Czułam bijącą od niego miłość. Potem odsunął się ode mnie  i pogłaskał po kiedyś porządnie ułożonymi, a teraz sterczącymi na wszystkie strony rudych włosach. Pamiętałam ten gest. Tata robił tak gdy byłam mała, podczas naszych spacerów nad łąkę. Od tamtych chwil nigdy już tego nie zrobił. Może uznał, że nie potrzebuję już jego opieki i czułości, a może po prostu nie miał ochoty mnie dotykać.
   Wszedł Strażnik Pokoju, oznajmiając,że czas "odwiedzin" dobiegł końca.
 - Kocham Cię Amy- powiedział ojciec na odchodnym.
 Zaskoczył mnie. Nigdy mi jeszcze tego nie powiedział. Mimo że, nie byłam już dziewczynką, chodzącą z nim za rękę, Potrzebowałam jego miłości. Bardzo potrzebowałam. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Też cię kocham tato, szepnęłam.
 Nie spodziewałam się już żadnych gości, więc jakie było moje zdziwienie gdy drzwi pokoju otworzyły się po raz trzeci i ujrzałam w nich Brittany- moją koleżankę ze szkoły.
 - Amy, nie mogę uwierzyć w to co się stało. Naprawdę bardzo mi przykro.-zaczęła dziewczyna , zanim nawet zdążyłam otworzyć usta.- Chciałabym żebyś wiedziała, że mimo to, że nie rozmawiałyśmy za często, bardzo cię polubiłam. Cieszę się ,że miałam zaszyt cię spotkać, bo wiem,że jesteś wspaniałą i silną osobą. Po tych słowach dziewczyna , prędko wyszła zamykając za sobą dzrwi. Nie raz bardzo rozumiałam co się stało. Czy słowa Briattany były szczere? Czy naprawdę tak uważa?
"Cieszę się, żę miałam zaszczyt cię spotkać, bo wiem, że jesteś wspaniałą i silną osobą." Silną osobą? Nie jestem silna. Jestem słaba. Tak słaba i krucha, że mam wrażenie,  że gdy tylko ktoś mnie dotknie , to rozlecę się na milion małych kawałeczków.
       Nagle drzwi otworzyła się ponownie, a do pokoju weszła rozpromieniona Stella.
 - Wstawaj kochana. Idziemy- ze zdziwieniem stwierdziałm, że siedzę na brudnej podłodze "celi".
Jak ja się tu znalazłam, pomyślałam, nie pamiętam żebym siadała.
 - Amy, naprawdę nie mamy już czasu - zdenerwowała opiekunka- Musimy jeszcze iść po tego chłopaka, a potem jedziemy do Kapitolu!- dodała już radosna. Niepokoiły mnie tej jej natychmiastowe zmiany nastrojów.
  Powoli wstałam i ruszyłam za Stellą wzdłuż długiego korytarza. Rozejrzałam się. Ściany szare od góry do dołu, podłoga obita brązowym filcem , żadnych okien.
"Naprawdę jak w więzieniu, pomyślałam z goryczą.
      W końcu korytarza otworzyły się takie same drzwi, jak moje, a ze środku wyszedł Logan trzymany przez Strażnika Pokoju. Dopiero tera zmogłam się mu lepiej przyjrzeć.
      Jego brązowawa czupryna była w nieładzie, co wcale nie znaczyło, że wyglądała źle. Wzrok przyciągały jego oczy- wielkie i zielone jak moje. A przy tym naprawdę ładne. Miał na sobie elegancką białą koszulę i bure spodnie z  dużymi kieszeniami.
 - Och, jesteś drogie dziecko- zagdakała Stella- w takim razie możemy ruszać.
 Poprowadziła nas do bocznych drzwi prowadzących bezpośrednio na peron, na którym stał już nasz ekskluzywny pociąg. Otworzyła drzwi , a my weszliśmy.
 Aż dech mi zaparło. Nie żebym była fanką Kapitolu, co to to nie , ale tu to się postarali.. Czegoś takiego jeszcze nigdy w swim życiu nie widziałam.
   Wagon , do którego weszliśmy wyglądał mi na salon. Skórzane kanapy stały wokół okropnego ekranu. Na lśniącej podłodze leżały skóry jakiegoś zwierzęcia, prawdopodobnie niedźwiedzia. Wszędzie walały się puchowe poduszki,a z sufitu zwisał kryształowy żyrandol. Pod ścianami stały szklane kredensy z zawartością mniej lub więcej wartą. Pod oknem stał mały stolik, na którym poukładane były najróżniejsze magazyny o kapitolińskiej modzie i fryzurach. W przedziale stała też, masa rzeźb i figur.
 Nie powiem, wyglądało to imponująco, jednak gdy tylko otrząsnęłam się z amoku, znów sposępniałam. Jedziesz na rzeź, przypomniałam sobie.
 - Wspaniale, czyż nie?- pisnęła opiekunka swoim irytującym akcentem. Nikt jej nie odpowiedział , więc fuknęła ze złością zniknęła za różowymi drzwiami w końca salonu.
   Kątem oka zerknęłam na Logana. Był przygnębiony i smutny. Zupełnie inny niż w szkole. Tam bezduszny przywódca bandy dokuczającej innym, tu wrażliwy chłopak z uczuciami. Nie wiedziałam jaki jest naprawdę. Nie potrafiłam go rozgryźć. Czy to możliwe, że rola postrachu całej szkoły to tylko maska, pod którą kryje się uczynny i delikatny chłopak? Nie wiedziałam. Byłam jednak pewna, że jest moim wrogiem i zawsze nim będzie ,bez względu na to co zrobi.
 - Co mi się tak przyglądasz?- zauważyła, że na niego patrzę- Mam coś na twarzy?- dodał już  uśmiechem.
 - Nie, ja tylko... a zresztą nie ważne- odburknęłam i odeszłam do swojego pokoju. Tak myślałam, że to jest mój pokój.
 Ściany były koloru pomarańczowo-białego, a na podłodze leżał miękki dywan z długiego włosia. Po prawej stronie stało ogromne, mieszczące cztery osoby łóżko z baldachimem, mała szafka nocna i duża komoda, na której leżały dziesiątki magazynów. Oczywiście modowych. Na wprost mnie znajdowały się drzwi, prawdopodobnie od łazienki. Na lewo ustawiona była nowa kolekcja rzeźb. Była wyczerpana, zdenerwowana i zapłakana, dlatego od razu rzucałam się na łoże i zapadłam w niespokojny sen.

                                                 ***


 Wydawało mi się , że to była minuta, choć z pewnością minęła przynajmniej godzina. Obudził mnie głos Stelli.
 - Amy, za pół godziny jest kolacja i oczekują, że się na niej zjawisz- zaświergotała. Chyba minęła jej już złość.
 Zwlekłam się  z łóżka i ruszyłam w stronę łazienki. Po drzemce, smutek i złość na Kapitol wróciły ze zdwojoną siłą i nawet wielofunkcyjny prysznic i ekskluzywna wanna nie zdołały go stłumić.
" Grr, jak ja nienawidzę Kapitolu!" , "Louise, Daive, tata. Już nigdy ich nie zobaczę"- takie myśli przeplatały mi się na zmianę w mojej głowie, gdy stałam pod strumieniami gorącej wody.
     Gdy w końcu wyszłam z łazienki, umyta i odświeżona, czekała na mnie niespodzianka. Zamiast dożynkowej, zielonej sukienki i balerinek, na łóżku leżały trzy komplety ubrań. Z tego co zrozumiałam, miałam wybrać jeden.
       Pierwszy składał się z krótkiej, czerwonej sukienki i czarny butów na wysokim obcasie. To dla jakiejś panienki, pomyślałam. Całkowicie odpada.
       W skład drugiego wchodziła różowo- granatowa spódnica z frędzlami (przypominała trochę firanę) , krwiście czerwona bluzka na ramiączkach, kurtka ze skóry jakiegoś zwierzaka, ogromny kapelusz sombrero i brązowe koturny. Idealny strój dla Stelli, zaśmiałam się w duchu, ta kobieta , a raczej kosmitka, to żywy twór Kapitolu.
       Trzeci strój najbardziej przypadł mi do gustu. Był... najnormalniejszy. Składał się ze zwykłych jasnych jeansów, za dużego t-shirtu i trampek. Zdecydowanie to, uśmiechnęłam się.
       Całkiem zadowolona, jeśli można to tak nazwać w tych okolicznościach znów weszłam do łazienki by wyczesać włosy. Tym razem nie bawiłam się w studio fryzur tylko od razu związałam rudą grzywę w kitkę.
 - Teraz wyglądam całkiem... ładnie- przyznałam, patrząc na siebie w lustrze.
- Amy, kochanie! Kolacja na stole- usłyszałam głos opiekunki przez zamknięte drzwi.
- Już idę- odburknęłam cicho. Nie sądzę, że by to słyszała.
  Gdy wychodziłam z pokoju, z pomieszczenia na przeciwko wyszedł Logan. Pewnie tam był jego pokój.
 Chłopak miał na sobie jasne jeansy, szarą koszulkę z napisami i wyższe trampki. Takie jak ja. Widocznie też nie chciał wyglądać jak skończony idiota w tych ciuszkach z Kapitolu.
 - Hej, naprawdę wyglądasz ładnie- powitał mnie z uśmiechem. Spojrzałam na niego pytająco.
 - Pomiędzy naszymi łazienkami jest jakaś rura, przez którą słyszałem jak mówiłaś - wyjaśnił, lustrując mnie uważnie od stóp do głów. Zarumieniłam się. Och, co ja robię, zganiłam się w myślach, to twój wróg. Wróg.
 - Przestań to robić- warknęłam ,odwracając się na pięcie i idąc do wagonu jadalnego.
   Przy stole siedziała już Stella. Była tak zajęta zajadaniem się smakołykami stojącymi na długim stole, że nawet mnie nie zauważyła. Zmarszczyłam brwi, patrząc na nią z obrzydzeniem. Przypomniała mi się matka, która tak jak opiekunka, jadłaby i jadła nie zwracając uwagi czy ktoś głoduje czy nie.
    Bez słowa usiadłam na przeciwko niej i zaczęłam zastanawiać się co by tu zjeść. Nie byłam specjalnie głodna, lecz gdy tylko zobaczyłam potrawy stojące na stole, od razu apetyt mi powrócił. Miałam do dyspozycji pieczone ziemniaki, najróżniejsze gotowane mięsa, chrupiące bułki, świeże sałaty, kozi ser, jabłka, jagnięcina w potrawce na dzikim ryżu, omlety, szarlotki, lody i wiele innych rzeczy, których nawet nie potrafiłam nazwać.
 Starając się przybrać idealnie obojętną minę, nałożyłam sobie wszystkiego po trochu.
 Logan wszedł do jadalni i usiadł na wolnym krześle obok mnie. Byłam ciekawa jego reakcji  na widok tych wszystkich potraw, dlatego na moment na niego zerknęłam. Był bardzo zaskoczony i nawet tego nie ukrywał. Po krótkim namyśle, wybrał kawałek mięsa jelenia, łyżkę sałatki, lemoniadę oraz melona.
  Nagle cos sobie przypomniałam. Co roku, oglądając e telewizji relacje z Igrzysk, przy trybutach widziałam ich mentora. A naszego mentora nigdzie nie było.
- Stello, gdzie jest Dinah? - zapytałam siląc się na uprzejmy ton.
- Tutaj jestem-odezwała się Dinah, wchodząc do jadalni.
Ona, w porównaniu do opiekunki wyglądała całkiem zwyczajnie. Musiała przyznać, że była nawet ładna. Wcześniej nie zwróciłam na nią uwagi, ale teraz mogłam się jej lepiej przyjrzeć. Była wysoką i zgrabną 30-latką.
 Miała kruczoczarne włosy, opadające delikatnymi falami na ramiona, wielki, błękitne oczy i pomalowane na czerwono usta. Jej strój składał się z zza dużego t-shirtu (podobnego do mojego), granatowych rurek i klapek plażowych. Nie wyglądała na mentorkę, bardziej przypominała trybutkę. W końcu kiedyś nią była.  Trafiła na Głodowe Igrzyska w wieku 13 lat, zastępując swoją 12-letnią siostrę.  Przydzielili jej akurat najgorszą z możliwych aren - pustynię. Nie było tam ani jedzenie, ani wody. Mimo to, Dinah wygrała, na początku kradnąc nocą broń i ekwipunek zawodowcom, wspinając się na nieliczne drzewa i tam cudem zdobywając pożywienie, potem zwyciężając w uczcie, a na końcu przeżywając burzę piaskową. Bardzo mi tym zaimponowała. Była pierwszą trybutką w dziejach, która na Głodowych Igrzyskach, nikogo nie zabiła. Poza tym potrafiła bardzo długo wytrzymać bez wody i umiała radzić sobie w pustynnych warunkach. Te umiejętności wyjątkowo dobrze się przydawały.
 - Ach świetnie. Siadaj Dinah- zachęciła mentorkę Stalla, robiąc jej miejsce obok siebie.
- Dzięki- mruknęła, biorąc garść orzechów laskowych.
 Przez chwilę jeszcze się  jej  przypatrywałam, a potem wróciłam do jedzenia. Nienawidziłam Kapitolu, musiałam jednak przyznać ,że jedzenie mają wyborne.
 Gdy skończyłam , byłam tak napchana, że  z pewnością bym wy buchnęła, gdybym coś jeszcze zjadła. To był mój pierwszy prawdziwy posiłek w całym życiu.
" Ach, gdyby były tu ze mną dzieci! Zachwyciłyby się taką ilością jedzenia!" pomyślałam.
Ale zaraz poczułam się jakby ktoś wylał mi na głowę, kubeł lodowatej wody. " Co ty mówisz, Liszko! Zwariowałaś?! Na Merlina( przepraszam, musiałam użyć tego słowa. Fanka Harry'ego Pottera :D) ! Te potrawy zawróciły mi kompletnie w głowie i zapomniałam gdzie jestem. W pociągu wiozącym mnie znienawidzonego Kapitolu, gdzie najpierw będą mnie stroić w najróżniejsze suknie, a potem z radością wyślą na rzeź, zakładając się ile wytrzymam.
 - Amy, może opowiesz nam o czym tak myślisz- zapytała zadowolona Stella.
 Spojrzałam na nią spode łba.
 - Nie martw się, ona już taka jest. Uwielbia wtrącać się w nie swojej sprawa. I ja jeszcze muszę z nią wytrzymywać co rok- odezwała się Dinah, puszczając do mnie oczko.
 Uśmiechnęłam się pod nosem.
" Ta Dinah może być całkiem fajna" przemknęło mi prze zmyśl.
  Byłam naprawdę zmęczona po całym dniu emocji i wrażeń, więc dopiłam jeszcze sok z (jaki mi się wydaje) pomarańczy, pożegnałam się ze wszystkimi i ruszyłam prostu do mojej sypialni. Nawet się nie  rozbierając  padłam na puszyste poduszki i od razu zasnęłam , nie myśląc już o niczym

                                                            

poniedziałek, 2 września 2013

ROZDZIAŁ 3

Hej:* Oczywiście prawie spóźniona , ale jestem. Rozdział krótki, ale trudno. Nie podoba mi się. Ostatnio w ogóle nie mam weny. Rozdział 4 jakoś za tydzień. Ale dość już ględzenia.
Przed Wami rozdział 3  :D   
xoxoxo
Amy.
__________________________________________________________________ 

      Wyglądałam pięknie. Nawet ja musiałam to przyznać. Miałam na sobie delikatnie zieloną sukienkę, idealnie pasującą do moich oczu. W talii zawiązałam sobie biały szal, a na nogi włożyłam baleriny tego samego koloru. Wkładałam je co roku, ponieważ nie posiadałam innych eleganckich butów. W całym Panem obowiązywał głupi obowiązek, że każdy dyskrykt, dzień dożynek musi traktować jak święto. W rezultacie wcześniej zamykano sklepy, miejsca pracy, a każdy mieszkaniec musiał stawić się o 14.00 na swoim placu głównym w odświętnym ubraniu.
      Przyjrzałam się sobie jeszcze raz. Prezentowałam się naprawdę dobrze, tylko moje rude włosy były całkowicie bez kształtu . Postanowiłam to zmienić. Wzięłam grzebień i ustawiłam się na wprost lustra mamusii. Najpierw wypróbowałam zwykła kitkę. Zbyt przeciętnie. Potem zrobiłam warkocza. Nieładnie,stwierdziłam mrużąc oczy. Może kłos? Stanowczo nie. Przetestowałam jeszcze kilka kombinacji, lecz żadna nie przypadła mi do gustu. W końcu wybrała najprostszą wersję. Po prostu rozpuściłam rude włosy. Musiałam przyznać, że w tym wydaniu czułam się najlepiej. I najlepiej wyglądałam. Nigdy się malowałam, bo po pierwsze nie umiałam,a po drugie nie było potrzeby. U nas dyskrykcie nie warto było się stroić.
      Nagle przypomniało mi się po co się przebierałam w sukienkę i próbowałam różnych fryzur. Robiłam to wszystko, by dobrze wyglądać na dożynkach. Poczułam do siebie wstręt i wstyd. Dlaczego mam sie stroić? Bo Kapitol tego wymaga? "A od kiedy ty słuchasz Kapitolu, Liszko?" zapytałam się samej sobie. Nienawidziłam tych ludzi. To wszystko ich wina. To oni wymyślili Głodowe Igrzyska. To przez nich giną niewinni ludzie.
Wiele lat temu wybuchło powstanie. Wszystkie trzynaście dyskryktów zbuntowało się i wygrywało. Do czasu. Kapitolańczycy mieli znacznie większą i silniejszą armię i ostatecznie to oni zwyciężyli. Dyskrykty poddały się ,a w celu zastraszenia obywateli , całkowicie zmieciono Trzynastkę z powierzchni ziemi. Dni powstania nazwano Mrocznymi Dniami. Później ustanowiony został Traktat o Zdradzie, a na znak ,że potęga Kapitolu nie ma w sobie równych, co roku odbywają się Głodowe Igrzyska.
      Jakim prawem ci ludzie skazują nas na śmierć? W czasie, gdy oni coroczne telewizyjne show, objadają się smakołykami i robią sobie zabiegi pielęgnacyjne, dwadzieścioro czworo trybutów walczy na śmierć i życie.
  Z rozmyśleń wyrwało mnie wołanie Louise.
 - Amy, pomożesz mi?
 - Lecę, motylku- odkrzyknęłam wybiegając z łazienki.
      Moja siostra była w swoim pokoju. Mimo że, nie brała udziału w dożynkach, musiała być ubrana odświętnie. Miała na sobie skromną, błękitną sukienkę w białe groszki i białe buciki. Gdy zobaczyłam ją, jak próbowała niezdarnie zapiąć tylny zamek, ogarnęło mnie wzruszenie. Była taka samodzielna. Moja mała Louise. Dobrze, że jest jeszcze taka młoda. Nie mogę pozwolić, by gdy dorośnie, brała astragale, obiecywałam sobie. Nie wybaczyłabym sobie gdybym ją straciła. Ją albo Daive'a.
 -Liszko, pomożesz mi?- spytała dziewczynka patrząc na mnie swoimi wielkimi oczami.
 -Oczywiście- powiedziałam zapinając jej zamek.
 Nagle poczułam rączki Louise na swojej szyi. Odwzajemniłam uścisk i zapytałam ze śmiechem.
- A tobie co się stało?
Moja siostra spojrzała mi prosto w oczy.
- Nic. Po prostu cię kocham.
Raptem wydała mi się o wiele straszą i dojrzalsza niż jest w rzeczywistości.
 -Też cię kocham. Najbardziej na świecie. I pamiętaj. Cokolwiek by się stało, jesteście dla mnie najważniejsi, Daive i ty.
 Z trudem wyswobodziłam się z jej uścisku i szybko wyszłam z pokoju dziewczynki, nie odwracając się za siebie. Czułam, że łzy, te okropne łzy, których nienawidziłam, które powodowały, że czułam się słaba, płyną mi po rozpalonych policzkach. Nie chciałam żeby Louise, że płaczę. Pomyślałaby wtedy, że się przejmuję, że się boję. Ale to prawda. Bałam się okropnie. Co roku lękałam się ,że mnie wybiorą, ale tym razem czułam inaczej. Jakbym już widziała. Miałam złe przeczucia.

                                                    ...

      Było wyjątkowo pochmurno. Gęste, ciemne chmury całkowicie zasłoniły błękitne niebo. Po słonecznym ranku nie było śladu. Szarą ulicą szły tłumy przygnębionych ludzi. Pomimo że, powinno być słychać przynajmniej szaranie przesuwanych butów czy oddechy zgromadzonych, było cicho. Zupełnie jakby ktoś wyłączył cały dźwięk ze świata.
 Kroczyłam obok taty. Co chwila na niego zerkałam. Nie wyglądał już najmłodziej. Rude włosy, które z pewnością po nim odzedziczyłam, przeplatały się ze sporymi pasmami siwizny. Miał widoczne zmarszczki na policzkach. Dodatkowych lat dodawał mu duży zarost. Jedynie oczy, wielkie i zielone nic się nie zmieniły. Nadal były młode i pełne dobroci. W tej chwili wyrażały wielki smutek i zdenerwowanie.
  Nagle nasze spojrzenia się spotkały. " Wszystko będzie dobrze" próbowałam się uśmiechnąć, lecz mi nie wyszło. Nie Wcale nie. Dwójka przerażonych dzieciaków, zostanie dziś przetransportowana do Kapitolu, a ich rodziny zaszyją się w domu, z marną nadzieją na szczęśliwy powrót. Znowu będziemy musieli patrzeć na rzeź, na walkę na śmierć i życie niewinnych ludzi.
 Spojrzałam na matkę. Prezentowała się okropnie. Zresztą jak zawsze. Ubrana była w za krótką, czerwoną sukienkę i buty na wysokim obcasie. Przy jej posturze wyglądało to conajmniej śmiesznie. Z brzydkich, siwych włosów zrobiła kok. Jako jedyna z naszej rodziny, na całej ulicy, a możliwe i, że z całego dyskryktu, tryskała radością. Wiem, żę byłaby bardzo szczęśliwa, gdyby mnie wybrano. Wreszcie by się mnie pozbyła. Nie wylosują cię, Liszko, myśłałam.Nie wylosują cię. Na pewno nie. Masz jedynie 27 kartek. Jedynie.. Piaty Dyskrykt jest ogromny. To naprawdę mało prawdopodobne, żeby cię wybrali. Nie wylosują cię. Ciekawe, jak sie ma Logan? Czy on również się martwi? Dlaczego w ogóle o nim pomyślałam? "Omanj się Amy"!skarciłam się w myśłach.
 - Louise, Daive, idziemy- usłyszałam smutny głos ojca. Dzieciaki rzuciły mi jeszcze wystraszone spojrzenie, a ja zdążyłam posłać mi jedno z moich najbardziej wymuszonych uśmiechów pt. "Nie martwice się.Wszystko będzie dobrze". Jednak nie wierzyłam w to. Coś niedobrego sie dzisiaj stanie. Czułam to.
      Nagle poczułam, że ktoś brutalnie mnie popycha. Podniosłam wzrok. Patrzył na mnie surowo rosły mężczyzna w miałym mundurze. Strażnik Pokoju. W Piątce byli oni wyjątkowo okrutni i wredni. Na placu głównym, tym na którym odbywają się dożynki, ustawiony został pręgierz, drewniana palisada i szubienica. Były bardzo często korzystane. Za kłusownictwo w naszym lesie , wymierzona jest potężna chłosta na oczach wszystkich zgromadzonych, a nawet kara śmierci.
 Ja nigdy nie zapuściłam się w tamte rejony, choć w niektórych chwilach byłam tego bliska. Las skrywa wiele niebezpieczeństw, lecz jest też wielkim źródłem pokarmu, a w naszej Piątce nie brakuje głosujących. Często, gdy szłam ulicą widziałam leżącą przy drzewie matkę z małymi dzieckiem, chudego jak szkapa nastolatka, czy zaniedbanego mężczyzną z zapadniętymi policzkami i podkrążonymi oczami. Mam wtedy ochotę dać tym ludziom wszekie jedzenie jakie posiadam, ale to niemożliwe. Nam też łaknienie często zagląda w oczy, a nie mogę pozwolić by moje rodzeństwo chodziło głodne.
  Trafiłam do rozjuszonej gromady 15-letnich dziewcząt. Spośród nich poznałam dwie- Rose i Brittany, koleżanki z mojej klasy. Mimo że, rzadko rozmawiałyśmy wydawały mi się miłymi osobami. Byłam zbyt przestraszona by cokolwiek powiedzieć, więc tylko kiwnęłam im głową na powitanie.
      Spojrzałam na scene. Stały na niej trzy wielkie, puchowe fotele, mównica oraz dwie ogromne szkalne kule. Jedna, w której były nazwiska dziewcząt, druga chłopców. Juz od samego patrzenia, robiło mi się słabo, ale nie mogłam tgo po sobie poznać. Trzeba być silnym.
      Gdy wybiła 14.00, na podest wszedł nasz burmistrz, brzuchaty i niski mężczyzna z siwym wąsem i zaczął rozprawiać się jaki to Kapitol jest wspaniały i ile mu zawdzięczamy. Czy ten człowiek w ogóle wie co mówi? Przecież my nic mu nie zawdzięczmy, tylko jeszcze na niego harujemy!,krzyczałam w duchu. Na scenę weszła jakaś kobieta. Nie poznawałam jej. Dopiero po chwili zorientowałam się, że jest to mentorka trybutów z Piątki, Dinah Willis. Usiadła na jednym z fotelów i zaczęła rozglądać się po placu.
      Nagle jej wzrok zatrzymał się na mnie. Spojrzałam jej prosto w oczy, a w nich ujrzałam strach. Na zewnątrz nie było tego widać, bo ukrywała to bardzo dobrze, lecz dla mnie było to bardzo widoczne. To była jedna z tych niewielu cech, które u siebie lubię. Po chwili wzrok Dinah poleciał dalej.
      Burmistrz skończył mówić, a na scenę weszła jeszcze jedna osoba. Stella Moonlight. Opiekunka Piątego Dyskryktu. Nienawidziłam tej kobiety. Była żywym, sztucznym wytworem Kapitolu i zawsze tryskała radością, denerwując przy okazji wszystkich w koło. W innych okolicznościach pewnie wybuchnęłabym śmiechem, ale teraz tylko zmarszczyłam brwi na widok jej stroju.
      Miała na sobie różowo-fioletowy żakiet, obcisłe, czerwone, nabijane jakimiś złotymi kolcami spodnie i szpilki tak wysokie, że aż trudno wyobrazić sobie, że takie w ogóle istnieją. Jej głowę zdobiła morsko-zielona peruka, a na oczy założyła jaskrowo-żółte okulary z tandetnymi brylancikami. Podsumowując całość, Stella wyglądała jak clown.
      Kobieta podeszła do mównicy.
- Witajcie moi drodzy!- krzyknęła obnażając tłum śnieżnobiałym uśmiechem.- Wesołych Głodowych Igrzysk! I niech los zawsze wam sprzyja!
 Naprawdę nie wiem jak można mówić takie bzdury. Czy ktokolwiek w tym dniu może być szczęśliwy? Ach. No tak. Mieszkańcy Kapitolu, a jakże.
 - A teraz wybiorę jedną dziewczynę i jednego chłopaka w wieku od 12 do 18 lat, który będzie miał zaszczyt reprezentować Dyskrykt Piąty w Głodowych Igrzyskach. Damy mają pierwszeństwo- zaświergotała Stella.
      O nie. Nie. Ja nie chcę. Nie chce wiedzieć. Chcę uciec. Boję się.  Potwornie się boję. Boję się tak, że aż mnie serce boli. Nie chcę wiedzieć. Nie.
      Nagle poczułam, że ktoś na mnie patrzy. Odwróciłam się i w oddali zobaczyłam Daive'a i Louise trzymających za rękę tatę. Lękali się tak jak ja. Widziałam w ich oczach przerażenie i strach.
 - Naszą tegoroczną trybutką jest...- Stella na chwilę zawiesiła głos dla dodania nam adrenaliny. Ze strachu było mi słabo. Ledwo trzymałam się na nogach. Nie, Liszko. Nie możesz pokazać swoich uczuć. Jesteś silna. Nie wybiorą cię.
 - Amy Price.
 Poczułam, że upadam. Zapadła ciemność.
     

Obserwatorzy