poniedziałek, 2 września 2013

ROZDZIAŁ 3

Hej:* Oczywiście prawie spóźniona , ale jestem. Rozdział krótki, ale trudno. Nie podoba mi się. Ostatnio w ogóle nie mam weny. Rozdział 4 jakoś za tydzień. Ale dość już ględzenia.
Przed Wami rozdział 3  :D   
xoxoxo
Amy.
__________________________________________________________________ 

      Wyglądałam pięknie. Nawet ja musiałam to przyznać. Miałam na sobie delikatnie zieloną sukienkę, idealnie pasującą do moich oczu. W talii zawiązałam sobie biały szal, a na nogi włożyłam baleriny tego samego koloru. Wkładałam je co roku, ponieważ nie posiadałam innych eleganckich butów. W całym Panem obowiązywał głupi obowiązek, że każdy dyskrykt, dzień dożynek musi traktować jak święto. W rezultacie wcześniej zamykano sklepy, miejsca pracy, a każdy mieszkaniec musiał stawić się o 14.00 na swoim placu głównym w odświętnym ubraniu.
      Przyjrzałam się sobie jeszcze raz. Prezentowałam się naprawdę dobrze, tylko moje rude włosy były całkowicie bez kształtu . Postanowiłam to zmienić. Wzięłam grzebień i ustawiłam się na wprost lustra mamusii. Najpierw wypróbowałam zwykła kitkę. Zbyt przeciętnie. Potem zrobiłam warkocza. Nieładnie,stwierdziłam mrużąc oczy. Może kłos? Stanowczo nie. Przetestowałam jeszcze kilka kombinacji, lecz żadna nie przypadła mi do gustu. W końcu wybrała najprostszą wersję. Po prostu rozpuściłam rude włosy. Musiałam przyznać, że w tym wydaniu czułam się najlepiej. I najlepiej wyglądałam. Nigdy się malowałam, bo po pierwsze nie umiałam,a po drugie nie było potrzeby. U nas dyskrykcie nie warto było się stroić.
      Nagle przypomniało mi się po co się przebierałam w sukienkę i próbowałam różnych fryzur. Robiłam to wszystko, by dobrze wyglądać na dożynkach. Poczułam do siebie wstręt i wstyd. Dlaczego mam sie stroić? Bo Kapitol tego wymaga? "A od kiedy ty słuchasz Kapitolu, Liszko?" zapytałam się samej sobie. Nienawidziłam tych ludzi. To wszystko ich wina. To oni wymyślili Głodowe Igrzyska. To przez nich giną niewinni ludzie.
Wiele lat temu wybuchło powstanie. Wszystkie trzynaście dyskryktów zbuntowało się i wygrywało. Do czasu. Kapitolańczycy mieli znacznie większą i silniejszą armię i ostatecznie to oni zwyciężyli. Dyskrykty poddały się ,a w celu zastraszenia obywateli , całkowicie zmieciono Trzynastkę z powierzchni ziemi. Dni powstania nazwano Mrocznymi Dniami. Później ustanowiony został Traktat o Zdradzie, a na znak ,że potęga Kapitolu nie ma w sobie równych, co roku odbywają się Głodowe Igrzyska.
      Jakim prawem ci ludzie skazują nas na śmierć? W czasie, gdy oni coroczne telewizyjne show, objadają się smakołykami i robią sobie zabiegi pielęgnacyjne, dwadzieścioro czworo trybutów walczy na śmierć i życie.
  Z rozmyśleń wyrwało mnie wołanie Louise.
 - Amy, pomożesz mi?
 - Lecę, motylku- odkrzyknęłam wybiegając z łazienki.
      Moja siostra była w swoim pokoju. Mimo że, nie brała udziału w dożynkach, musiała być ubrana odświętnie. Miała na sobie skromną, błękitną sukienkę w białe groszki i białe buciki. Gdy zobaczyłam ją, jak próbowała niezdarnie zapiąć tylny zamek, ogarnęło mnie wzruszenie. Była taka samodzielna. Moja mała Louise. Dobrze, że jest jeszcze taka młoda. Nie mogę pozwolić, by gdy dorośnie, brała astragale, obiecywałam sobie. Nie wybaczyłabym sobie gdybym ją straciła. Ją albo Daive'a.
 -Liszko, pomożesz mi?- spytała dziewczynka patrząc na mnie swoimi wielkimi oczami.
 -Oczywiście- powiedziałam zapinając jej zamek.
 Nagle poczułam rączki Louise na swojej szyi. Odwzajemniłam uścisk i zapytałam ze śmiechem.
- A tobie co się stało?
Moja siostra spojrzała mi prosto w oczy.
- Nic. Po prostu cię kocham.
Raptem wydała mi się o wiele straszą i dojrzalsza niż jest w rzeczywistości.
 -Też cię kocham. Najbardziej na świecie. I pamiętaj. Cokolwiek by się stało, jesteście dla mnie najważniejsi, Daive i ty.
 Z trudem wyswobodziłam się z jej uścisku i szybko wyszłam z pokoju dziewczynki, nie odwracając się za siebie. Czułam, że łzy, te okropne łzy, których nienawidziłam, które powodowały, że czułam się słaba, płyną mi po rozpalonych policzkach. Nie chciałam żeby Louise, że płaczę. Pomyślałaby wtedy, że się przejmuję, że się boję. Ale to prawda. Bałam się okropnie. Co roku lękałam się ,że mnie wybiorą, ale tym razem czułam inaczej. Jakbym już widziała. Miałam złe przeczucia.

                                                    ...

      Było wyjątkowo pochmurno. Gęste, ciemne chmury całkowicie zasłoniły błękitne niebo. Po słonecznym ranku nie było śladu. Szarą ulicą szły tłumy przygnębionych ludzi. Pomimo że, powinno być słychać przynajmniej szaranie przesuwanych butów czy oddechy zgromadzonych, było cicho. Zupełnie jakby ktoś wyłączył cały dźwięk ze świata.
 Kroczyłam obok taty. Co chwila na niego zerkałam. Nie wyglądał już najmłodziej. Rude włosy, które z pewnością po nim odzedziczyłam, przeplatały się ze sporymi pasmami siwizny. Miał widoczne zmarszczki na policzkach. Dodatkowych lat dodawał mu duży zarost. Jedynie oczy, wielkie i zielone nic się nie zmieniły. Nadal były młode i pełne dobroci. W tej chwili wyrażały wielki smutek i zdenerwowanie.
  Nagle nasze spojrzenia się spotkały. " Wszystko będzie dobrze" próbowałam się uśmiechnąć, lecz mi nie wyszło. Nie Wcale nie. Dwójka przerażonych dzieciaków, zostanie dziś przetransportowana do Kapitolu, a ich rodziny zaszyją się w domu, z marną nadzieją na szczęśliwy powrót. Znowu będziemy musieli patrzeć na rzeź, na walkę na śmierć i życie niewinnych ludzi.
 Spojrzałam na matkę. Prezentowała się okropnie. Zresztą jak zawsze. Ubrana była w za krótką, czerwoną sukienkę i buty na wysokim obcasie. Przy jej posturze wyglądało to conajmniej śmiesznie. Z brzydkich, siwych włosów zrobiła kok. Jako jedyna z naszej rodziny, na całej ulicy, a możliwe i, że z całego dyskryktu, tryskała radością. Wiem, żę byłaby bardzo szczęśliwa, gdyby mnie wybrano. Wreszcie by się mnie pozbyła. Nie wylosują cię, Liszko, myśłałam.Nie wylosują cię. Na pewno nie. Masz jedynie 27 kartek. Jedynie.. Piaty Dyskrykt jest ogromny. To naprawdę mało prawdopodobne, żeby cię wybrali. Nie wylosują cię. Ciekawe, jak sie ma Logan? Czy on również się martwi? Dlaczego w ogóle o nim pomyślałam? "Omanj się Amy"!skarciłam się w myśłach.
 - Louise, Daive, idziemy- usłyszałam smutny głos ojca. Dzieciaki rzuciły mi jeszcze wystraszone spojrzenie, a ja zdążyłam posłać mi jedno z moich najbardziej wymuszonych uśmiechów pt. "Nie martwice się.Wszystko będzie dobrze". Jednak nie wierzyłam w to. Coś niedobrego sie dzisiaj stanie. Czułam to.
      Nagle poczułam, że ktoś brutalnie mnie popycha. Podniosłam wzrok. Patrzył na mnie surowo rosły mężczyzna w miałym mundurze. Strażnik Pokoju. W Piątce byli oni wyjątkowo okrutni i wredni. Na placu głównym, tym na którym odbywają się dożynki, ustawiony został pręgierz, drewniana palisada i szubienica. Były bardzo często korzystane. Za kłusownictwo w naszym lesie , wymierzona jest potężna chłosta na oczach wszystkich zgromadzonych, a nawet kara śmierci.
 Ja nigdy nie zapuściłam się w tamte rejony, choć w niektórych chwilach byłam tego bliska. Las skrywa wiele niebezpieczeństw, lecz jest też wielkim źródłem pokarmu, a w naszej Piątce nie brakuje głosujących. Często, gdy szłam ulicą widziałam leżącą przy drzewie matkę z małymi dzieckiem, chudego jak szkapa nastolatka, czy zaniedbanego mężczyzną z zapadniętymi policzkami i podkrążonymi oczami. Mam wtedy ochotę dać tym ludziom wszekie jedzenie jakie posiadam, ale to niemożliwe. Nam też łaknienie często zagląda w oczy, a nie mogę pozwolić by moje rodzeństwo chodziło głodne.
  Trafiłam do rozjuszonej gromady 15-letnich dziewcząt. Spośród nich poznałam dwie- Rose i Brittany, koleżanki z mojej klasy. Mimo że, rzadko rozmawiałyśmy wydawały mi się miłymi osobami. Byłam zbyt przestraszona by cokolwiek powiedzieć, więc tylko kiwnęłam im głową na powitanie.
      Spojrzałam na scene. Stały na niej trzy wielkie, puchowe fotele, mównica oraz dwie ogromne szkalne kule. Jedna, w której były nazwiska dziewcząt, druga chłopców. Juz od samego patrzenia, robiło mi się słabo, ale nie mogłam tgo po sobie poznać. Trzeba być silnym.
      Gdy wybiła 14.00, na podest wszedł nasz burmistrz, brzuchaty i niski mężczyzna z siwym wąsem i zaczął rozprawiać się jaki to Kapitol jest wspaniały i ile mu zawdzięczamy. Czy ten człowiek w ogóle wie co mówi? Przecież my nic mu nie zawdzięczmy, tylko jeszcze na niego harujemy!,krzyczałam w duchu. Na scenę weszła jakaś kobieta. Nie poznawałam jej. Dopiero po chwili zorientowałam się, że jest to mentorka trybutów z Piątki, Dinah Willis. Usiadła na jednym z fotelów i zaczęła rozglądać się po placu.
      Nagle jej wzrok zatrzymał się na mnie. Spojrzałam jej prosto w oczy, a w nich ujrzałam strach. Na zewnątrz nie było tego widać, bo ukrywała to bardzo dobrze, lecz dla mnie było to bardzo widoczne. To była jedna z tych niewielu cech, które u siebie lubię. Po chwili wzrok Dinah poleciał dalej.
      Burmistrz skończył mówić, a na scenę weszła jeszcze jedna osoba. Stella Moonlight. Opiekunka Piątego Dyskryktu. Nienawidziłam tej kobiety. Była żywym, sztucznym wytworem Kapitolu i zawsze tryskała radością, denerwując przy okazji wszystkich w koło. W innych okolicznościach pewnie wybuchnęłabym śmiechem, ale teraz tylko zmarszczyłam brwi na widok jej stroju.
      Miała na sobie różowo-fioletowy żakiet, obcisłe, czerwone, nabijane jakimiś złotymi kolcami spodnie i szpilki tak wysokie, że aż trudno wyobrazić sobie, że takie w ogóle istnieją. Jej głowę zdobiła morsko-zielona peruka, a na oczy założyła jaskrowo-żółte okulary z tandetnymi brylancikami. Podsumowując całość, Stella wyglądała jak clown.
      Kobieta podeszła do mównicy.
- Witajcie moi drodzy!- krzyknęła obnażając tłum śnieżnobiałym uśmiechem.- Wesołych Głodowych Igrzysk! I niech los zawsze wam sprzyja!
 Naprawdę nie wiem jak można mówić takie bzdury. Czy ktokolwiek w tym dniu może być szczęśliwy? Ach. No tak. Mieszkańcy Kapitolu, a jakże.
 - A teraz wybiorę jedną dziewczynę i jednego chłopaka w wieku od 12 do 18 lat, który będzie miał zaszczyt reprezentować Dyskrykt Piąty w Głodowych Igrzyskach. Damy mają pierwszeństwo- zaświergotała Stella.
      O nie. Nie. Ja nie chcę. Nie chce wiedzieć. Chcę uciec. Boję się.  Potwornie się boję. Boję się tak, że aż mnie serce boli. Nie chcę wiedzieć. Nie.
      Nagle poczułam, że ktoś na mnie patrzy. Odwróciłam się i w oddali zobaczyłam Daive'a i Louise trzymających za rękę tatę. Lękali się tak jak ja. Widziałam w ich oczach przerażenie i strach.
 - Naszą tegoroczną trybutką jest...- Stella na chwilę zawiesiła głos dla dodania nam adrenaliny. Ze strachu było mi słabo. Ledwo trzymałam się na nogach. Nie, Liszko. Nie możesz pokazać swoich uczuć. Jesteś silna. Nie wybiorą cię.
 - Amy Price.
 Poczułam, że upadam. Zapadła ciemność.
     

12 komentarzy:

  1. Przeczytałam jednym tchem i mimo, że dopiero zaczęłaś, wciągnęłam się ;) Na pewno będę zaglądać ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz jak mi jest miło :) Dziękuje bardzo :33

      Usuń
  2. Ja chcę jeszcze! Czuję niedosyt i mam nadzieję, że to się zmieni!
    Serdecznie pozdrawiam Amy :)

    Jakbyś miała czas wpadnij:http://melodie-serc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahah :) Nawet nie wiesz jak się cieszę:D oczywiście,że się zmieni. już jutro, bo dzisiaj nie zdążyłam xd
      I wpadne na pewno ;33
      Pozdro Amy c:

      Usuń
  3. swietne c: czekam na nastepne c:
    Zuza

    OdpowiedzUsuń
  4. Brawo! Świetny blog! Nie spotkałam się jeszcze z Igrzyskami z perspektywy Liszki. Jak na razie bardzo mi się podoba czekam na kolejne rozdziały i dodaję do linków :)
    Weny, życzę! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo :) Miło mi słyszeć, że komuś podoba się blog. Taką mam motywację, że mam dla kogo pisać, że ktoś to wgl czyta :D Bardzo dziękuję jeszcze raz i zapraszam na następne rozdziały ^^
      Całuski
      Amy <3

      Usuń
  5. Naprawdę cudny rozdział. Na końcu serce zaczęło mi szybciej bic :D
    Jeszcze raz zamieszczę link :D http://severus-hermiona-blog.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo fajne :) Ale zapamiętaj Liszka tak naprawdę w trylogii miała na imię Finch ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Super. To mój ulubiony blog. Masz talent kochana ;)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy